Trampled Under Foot zmienili wytwórnię na Telarc i od wygrania w 2008 roku International Blues Challnge czynią gigantyczne postępy. Do kompozycji na „Badlands” dołożył się w znancznym stopniu producent - Tony Braunagel.

Trampled Under Foot ruszają z kopyta od hitowego „Bad Bad Feeling”. Danielle Schnebelen fantastycznie śpiewa, a zespół w studiu wspiera na Hammondach sam Mike Finnigan. Radiowy hit z wyrazistą solówką od razu kołysze i głośnikami i słuchaczami.

„Dark of the Night” lekko nawiązuje do soulu z wczesnych lat 60. Ale tylko w sferze kompozycji, bo z kolei klawisze brzmią bardziej w klimacie lat 70. Dużo w tym funku i bardzo energetycznego grania, a Danielle śpiewa nad podziw dobrze. Również solo Nicka Schenbelena plasuje się gdzieś w latach królowania ostrego murzyńskiego funku.

Zgodnie z tytułem „Don’t Want No Woman” śpiewa Nick Schenbelen i całkiem spokojnie daje sobie radę. Mocny męski głos i ostry rytm wsparty fajnym riffem gitary i organami na granicy przesteru może się podobać, a i energii dodaje całkiem sporo.

Danielle nie brakuje fantazji. W piosence „Mary” śpiewa o pewnej… pożeraczce ludzi. Paraliżuje ich od pierwszego wejrzenia. Piosenka genialnie buja, a wsparta organami Finnigana może osłabić czujność, gdyby jakaś Mary była w pobliżu. Do tego niemal jazzowo brzmiące solo gitary.

Tytułowe „Badlands” śpiewa chyba drugi z braci, bo z płyty trudno się zorientować. Wrażliwość wokalisty zachwyca, podobnie jak partie zaśpiewane unisono z solem gitary. Znów mamy tu świat bliższy estetyce Steely Dan niż chicagowskim bluesmanom. I o to chyba chodziło. Jest nawet melorecytacja w funkowym klimacie jacksonowskiego „Thrillera”. Generalnie- kompozycja w pełni zasłużyła, by nadać tytuł płycie. Kołysze i jest zaskakująco ciekawa.

„You Never Really Loved Me” przypomina nieco ballady w klimacie gospel, jakimi raczył nas niegdyś Ray Charles. Danielle oczywiście nie ma aż tak niezwykłego głosu, ale interpretuje bluesa idealnie do swoich niezgorszych możliwości. Do tego pojawia się jeden z głosów rodzeństwa i ciekawe, bluesowe solo.

I znów facet przed mikrofonem, i znów piosenka w klimacie wspomnianych Steely Dan. „Pain In My Mind” ma podobny, lekko funkowy rytm, ale więcej odniesień do bluesa niż jazzowych nut. W chórkach odzywa się Danielle i w sumie otrzymujemy bardzo energetyczny, również lekko oparty o funk i gospel utwór.

I następne zaskoczenie. W „I Didn’t Try” Danielle śpiewa bluesa niemal w rytmie reggae. Do tego ciekawe hammondy i energia tryskająca z basistki i mamy następny świetny numer na scenę.

Pierwszy wolny blues kradnie Danielle facet z zespołu. „Desperate Heart” to męski lament okraszony obowiązkowym Hammondem i całkiem melodyjnym solem gitary. Tak, bez wirtuozerii, a z melodią. A po nim następuje taki wybuch ekspresji wokalnej, że wierzy się w każde słowo tego przejmującego lamentu.

Panowie Schenbelen chwytają za gitarę dobro i z dużą dozą rocka cała trójka gra i śpiewa „Down to the River”. Solo ze slidem i hitowy refren, a wszystko na swoim miejscu – mają głowy i serce do grania, nie mówiąc o zaskakującej aranżacji.

„Home To You” to z kolei swingujący i chyba najbardziej chicagowski blues oparty o brzmienie i riffy Hammondów. Danielle świetnym głosem interpretuje go jednak lekko bez wyrazu, jakby zwykły blues ją nieco nudził. J

eszcze bardziej tradycyjnie i nieco wolniej brzmi „Two Go Down”. Danielle tym razem nie oszczędza się śpiewając kolejnego niemal klasycznego chicagowskiego bluesa. Chyba jednak woli nieco ostrzejsze klimaty, z wyraźnie zaznaczonym rytmem.

Płytę kończy jeden z największych klasyków – „It’s A Man’s Man’s Man’s Man’s World”. Zaaranżowany oszczędnie, eksponujący niuanse głosu Danielle Schenbelen. Aranżacyjnych smaczków nie brakuje i tu, a interpretacja basistki momentami wywołuje pożądane dreszcze.

Bez wątpienia Trampled Under Foot rozwijają się, ale nie zapominają o żadnej grupie fanów. Z takim samym zapałem piszą niemal radiowe hity, co przywołujące dawne czasy bluesy. I ca ważne – wszyscy śpiewają. Ich potencjał jeszcze nas nieraz zadziwi.