Danny Bryant to młody (rocznik 1980) angielski gitarzysta i wokalista. Niezwykle pracowity z niego jegomość ta płyta jest bowiem jego ósmym krążkiem w dyskografii a drugim nagranym na żywo. Redeye Band to klasyczne trio – gitara, bas i perkusja i na płycie doskonale czuć moc i charakter takiego grania. Dannyemu towarzyszy jego ojciec Ken na basie oraz grający na perkusji Trevor Barr.

Płytę otwiera kompozycja „Tell me” pochodząca z wydanego w 2008 roku krążka „Black and White”. To mięsisty rock-bluesowy (chyba taka kolejność stylistyczna jest właściwa dla całej twórczości Dannyego) kawałek. Doskonały otwieracz, bowiem już na starcie koncert dostaje właściwego energetycznego kopa. Prawie osiem i pół minuty w większości wypełnione popisami gitarzysty.

„Just As I Am” to tytułowy utwór z ostatniej ich studyjnej płyty. Dużo spokojniejszy, naładowany emocjami. Wokalnie przywołuje skojarzenia do Neila Younga. Od strony instrumentalnej ponownie one-man show, czyli gitara, gitara, po trzykroć gitara. Są tam i łagodne akordy i gęste riffy i spokojne solówki - jednym słowem dzieje się naprawdę dużo i ciekawie.

„Heartbreaker” znalazł się również na płycie „Live” z 2007 roku. Ponownie mamy do czynienia z mocarnym rock-bluesowym utworem wypełnionym popisami gitarzysty.

Sporo uspokojenia wnosi ballada „Love Of Angels”. Dość często bywa tak, że tego rodzaju utwory po prostu nudzą, bo tempo nieśpieszne, bo długie toto, ale nie w przypadku Danny'ego. Ma on umiejętność budowania emocji, panowania nad dynamiką i te osiem i pół minuty są doskonałym tego potwierdzeniem.

„Master of Disaster” to utwór z repertuaru Johna Hiatta. O ile na swoich studyjnych albumach Danny prezentuje prawie wyłącznie autorskie kompozycje, to na koncertach często sięga po covery.

W „One Look” Danny pozwala odpocząć swojej sekcji rytmicznej, bowiem jest to ballada wykonana wyłącznie przy akompaniamencie gitary akustycznej.

„My Baby’s A Superstar” to chyba najbardziej bluesowy utwór na całej płycie. Kolejny cover tym razem to nieśmiertelny dylanowski „Knockin’ On Heavens Door”. Nie obyło się oczywiście bez chóralnego odśpiewania refrenu przez publiczność.

Płytę zamyka najdłuższy na płycie (trochę ponad dwanaście minut) „Always With Me”. To bluesem podszyta ballada. Taki niby smutas i długas, ale słucha się tego z dużą przyjemnością. Ponownie Danny daje popis swoich umiejętności dawkowania emocji, budowania napięcia i nastroju. Fantastyczna dynamika utworu - od prawie niesłyszalnych muśnięć strun aż do eksplozji gitarowego jazgotu. Świetne zakończenie niezwykle udanej płyty.

„Tylko” dziewięć utworów a muzyki prawie siedemdziesiąt minut w tym lwia część to pokaz ponadprzeciętnych gitarowych umiejętności Dannyego. W jego grze słychać fascynację mistrzami takimi jak Stevie Ray Voughan, Rory Gallagher, Walter Trout czasem Gary Moore, ale bez tanich sztuczek - taka właściwie dawkowana gitarowa sztuka.

Do oceny każdej płyty nagranej na żywo stosuję jedno niezwykle subiektywne kryterium. Zawsze zadaję sobie pytanie: czy chciałbym być na takim koncercie? W przypadku tej płyty odpowiedź jest jednoznaczna. W kwietniu Danny Bryant ze swoim zespołem odwiedzi Polskę i każdy miłośnik gitarowego grania z pogranicza rocka i bluesa nie powinien zmarnować okazji zobaczenia i posłuchania ich na żywo. Absolutnie warto.