The Blues Overdrive – Overdrive Live!

The Blues Overdrive z Danii zagrali w 2016 roku na Suwałki Blues Festival. Miesiąc później włączyli zapis podczas Smukfest 2016 w Skanderborg. „Overdrive Live!” to „nieulepszany” zapis tego występu.

Autorski „Death on the Highway” przypomina, że grający na gitarze Martin Olsen to sprawny bluesman ze Skandynawii, dobrze czujący się w klimatach amerykańskiego bluesa z elementami country.

Klasyczny w swoim chicagowskim stylu „Three Time Lover” daje okazję do rozegrania się Andreasowi Andersenowi – gitarzyście solowemu The Blues Overdrive. Wydaje się też, że pewności w głosie nabrał sam Martin Olsen, zaś sekcja rytmiczna działa jak sprawna machina. Mają styl.

W wolnym bluesie „Ball & Chain”, kojarzącym się tyko tytułem z hitem Jans Joplin Duńczycy tworzą niezgorszy klimat. Ważne, że solo gitary jest pełne uczuć, pasji, nie ma tu popisów wirtuozerii, jest blues. Nic dziwnego, że publiczność jest zachwycona.

Bliższy blues rockowi jest cover Boba Dylana „High Water (For Charley Patton)”. Co ciekawe, interpretacja wokalna tego songu wydaje się ciekawsza niż poprzedniego, molowego utworu…

The Blues Overdrive pozostają w klimacie bliskim rock and rolla. Pojawia się nieco bezbarwny „Everybody Was Rocking”.

„Przesterowaną Deltą” można by określić „Mr. 16 Tons (Blues For Thorup)”. Tu mamy cenny minimalizm aranżacyjny, pozwalający Martinowi Olsenowi snuć opowieść, jakże cenną w bluesie.

„You Got The Power To Turn Me On” to świetnie zagrany cover Willie Chambersa. Bez zbędnych ozdobników, z czujną acz powściągliwą sekcją rytmiczną.

Autorska „Cherry” to sympatyczny ukłon w stronę tanecznego calypso. Dzięki dobrej realizacji dźwięku mimo składu trzech gitar i wycofanej perkusji, dźwięk wręcz otacza słuchacza.

Ten wyważony czasowo set kończy energetyczny chicagowski „I Was Wrong”. Zespół wpada w swingujące rejony bluesa i wypada w nich znacznie lepiej niż w rock and rollowych klimatach.

The Blues Overdrive mają własne, oparte przede wszystkim o czyste barwy i sprężynowe pogłosy, gitarowe brzmienie i głos Martina Olsena. W niejednym klubie mogą zrobić spore zamieszanie.