Old Wave konsekwetnie grają swoje. Edward Kluczewski komponuje utwory w stylu blues rock i z zapałem stara się grać swoją muzykę i prezentować ją światu. I tak właściwie być powinno.

 

Old Wave przede wszystkim imponują samozaparciem. Własnym sumptem nagrywają i wydają płyty i dbają o swoją promocję. I jak to w Polsce bywa skutek jest - jaki jest. Blues dla Przyjaciół to zapis koncertu z 21 stycznia 2011 roku z kultowej Leśniczówki. Niestety obnaża on wszystkie słabości grupy. Przesłuchanie płyty CD zwyczajnie męczy. Nie można mieć zastrzeżeń do gry zespołu, ale sposób zmiksowania, a właściwie jego brak w tymże 2011 roku lekko drażni. Podobnie jest z materiałem DVD. Widz ma wrażenie, że zespół początkowo męczy się na scenie. Tłum muzyków upchniętych na małej powierzchni stara się grać najlepiej jak potrafi, ale na widowni początkowo panuje zima.

 

Fajny wokalista śpiewa z luzem i swobodą, a że barwa głosu kojarzy się ze śląskim brzmieniem - zdecydowanie jest najjaśniejszą postacią grupy. Banalnie prezentuje się klawiszowiec, sekcja rytmiczna gra uważnie, ale też nie ma w niej energii. Minęło zaledwie 11 minut, a już ma się wrażenie, że najlepiej bawią się sami wykonawcy. Najbarwniejszym muzykiem grupy jest Zbigniew Żabowski - stary wyjadacz opanował wszystkie możliwe zagrywki blues-rockowe, sprawnie podciąga struny i widać, że po prostu sam jest muzyką. Gdyby pozostali członkowie grupy umieli tak się cieszyć.

Leży też zupełnie dramaturgia występu do jakby niezbyt wypełnionej sali. Solo gitary basowej po 24 minutach koncertu to chyba zdecydowanie za wcześnie. "Za ścianą nocy" - pierwszy stosunkowo wolny numer, nawet z wykorzystaniem giatry slide - też nie wzbudza entuzjazmu. Ale zespół nie poddaje się. Po "Mów mi dzień dobry" uderza następnym utworem, który pownien na koncertach poruszać tłumy. "Zamienię" niestety nie porywa. Zdecydowanie niepotrzebnie autor utworów gra w nich solówki. W ogóle - mimo natłoku instrumentów - aranżacje wydają sie być dość przewidywalne. Może dlatego to blues rock grany przez przyjaciół tylko dla przyjaciół. Dopiero po godzinie kamerzyście udało się odnaleźć kilkanaście osób, które pewnie pokrzepione alkoholem, zaczęły się bujać w rytm muzyki Old Wave.

Kolejnym problemem DVD jest sama realizacja. Firma rejestrowała materiał z kilku kamer, operatorzy dość sprawnie wyłapywali, który z muzyków gra partię solową, ale niestety oświetlenie sceny było na tyle słabe, że obrazowi brak kontrastu i fanów HD może straszyć ziarnem. Dodatkowo wszechobecni domorośli fotografowie co i rusz włażą przed kamerę psując odbiór całości. Ale to kolejna polska cecha.

 

Old Wave mają na pewno materiał, który będą mogli wysyłać do klubów, żeby zaprezentować organizatorom swoją muzykę. Oby się udało, bo oni naprawdę kochają to, co robią.