Sugar Blue, dwukrotny zdobywca Grammy, płytę „Voyage” nagrywał w Chicago, ale już zmiksował w Szwajcarii. To świadectwo wygranej walki z nałogami i nowy rozdział w życiu muzyka, który grywał z The Rolling Stones.

Otwierający krążek utwór „On My Way (Sarah’s Song)” to świetnie brzmiąca, chill outowa piosenka dedykowana dorastającej córce. Swego rodzaju rozliczenie z chmurną przeszłością okraszone absolutni przepiękną i romantyczną harmonijką.

W „One” Sugar Blue już nie bierze jeńców. Jego krystaliczna harmonijka wypełnia głośniki wsparta o rytmy, jakie z upodobaniem prezentował duet Steely Dan. Mieszanka rocka, funku i bluesa brzmi po prostu perfekcyjnie.

Niech nikogo nie zmienią jazzujące akordy w intro. „Sugar Blue Boogie” to następny popis niezwykłej sprawności i muzykalności jednego z najlepszych harmonijkarzy świata. Trzeba też pokłonić się przed zespołem, który swinguje w rewelacyjnym tempie, a jazzowo brzmiąca gitara solowa czyni z nieskomplikowanego przecież utworu bluesowy majstersztyk.

Piosenka „New York City” to ukłon w stronę bluesa i jazzu z okresu międzywojennego. Zagrana na gitarze akustycznej, ze słowami nawiązującymi do sławnego przeboju Duke Ellingtona „Take The A-Train”. Esencja akustycznego bluesa z obłędnie śpiewającą harmonijką.

„12 steps” to funkująca, rhythm and bluesowa piosenka, świetnie nadająca się do tańca i relaksu przy muzyce. Z świetnymi żeńskimi chórkami i atmosferą swobodnego muzykowania, danego tylko Amerykanom. Sugar Blue na harmonijce dopowiada swoją historię, jakby naigrywając się z dotychczasowych błędów, ale i przyjmując je z pokorą. A to wszystko w kilkunastu taktach sola, które powraca w finale.

I The Rolling Stones i setki bluesmanów włączają do swojego repertuaru utwory w rytmach reggae. Takim przykładem może być „Love is Everywhere”. Następna, pełna ciepła i radości piosenka, z nagranym w finale głosem dwuletniego syna harmonijkarza. Skojarzenia, szczególnie brzmieniowe, z harmonijką i muzyką Stevie Wondera są coraz wyraźniejsze.

Swingujący, chicagowski shuffle, „Mercedes Blues” chociaż typowy dla tego stylu, dzięki eleganckiemu jazzującemu brzmieniu i dialogom harmonijki z saksofonem jest ucztą dla uszu fanów bluesa, szczególnie kochających takie klimaty. Wszak to interakcja winna być esencją koncertów, tu ten efekt udało się uchwycić w studiu.

Wstęp do płyty obiecywał sporo chill outu i nie okłamał słuchaczy. „Sunshine” to następna jazzująca piosenka, z piękna harmonijką, która rewelacyjnie relaksuje, a jednocześnie ma w sobie sporo rytmicznych smaczków, które chronią ją przed prostactwem. Po prostu – piękna.

Funkujący „Cyber Blues” z licznymi efektami, to żartobliwa opowieść o analogowym człowieku w świecie pełnym cyfrowych gadżetów. Mistrzowska gra na harmonijce wręcz wyrywa membrany z głośników. I znów intrygujące bridge nie pozwalają znudzić się nieskomplikowaną kompozycją.

„Mary Ann”, piosenka Raya Charlesa, nie jest może zaśpiewana w sposób godny jej kompozytora, za to pomysł aranżacyjny wynagradza interpretacyjne niezdecydowanie wokalisty. Chyba najsłabszy utwór na krążku.

Za to „Life on the Run” to kolejny jazz rocker w klimacie wspomnianych Steely Dan, z niezwykle skomplikowanymi frazami, powtarzanymi zresztą przez chórki, Dodatkowo, świetnymi głosami wsparły Sugar Blue, Maya Azucena i Sonix. Piosenka z naprawdę wysokiej półki, z niebanalnym tekstem o dziecięcej krwi spływającej ulicami i przejmującą harmonijką w finale.

Krążek kończy świetnie zagrane bliskie boogie „Time”. Harmonijkowo i muzycznie Sugar Blue tu także nie bierze jeńców.

„Voyage” to jedna z kandydatek do najważniejszych płyty bluesowych roku. Znakomite, różnorodne kompozycje, nie zamykające się w ortodoksyjnym bluesie, wsparte rewelacyjną grą zespołu i pomysłową aranżacją, pozwolą sięgać po ten krążek w różnych sytuacjach życiowych. Sugar Blue to mistrz.