Micke Bjorklof & Blue Strip – Ain’t Bad Yet

Micke Bjorklof to fiński bluesman, który w swoim kraju jest prawdziwą ikoną gatunku. Na sukces pracuje już 20 lat, a album „Ain’t Bad Yet” z Blue Strip nagrywał pod uchem samego Johna Portera.

Finowie przez lata zagrali na scenach przed takimi sławami jak B.B. King, The Fabulous Thunderbirds, Salomon Burke czy nawet Robert Plant. Mają bowiem styl i zacięcie.

Wystarczy posłuchać otwierającego album fantastycznie dynamicznego „Last Train To Memphis”. Nieprzekombinowane brzmienie z wyróżniającą się gitarą slide Lefty Leppanena to wyróżnik ich stylu.

W ich graniu słychać idealne, niemal plemienne współbrzmienie, jak choćby w wyprodukowanym z odrobiną elektronicznych efektów, ale i żeńskimi chórkami „Troublemaker”. Tu transowy motyw zwrotki rozjaśniają refreny ze wspomnianymi damami.

W szlachetnej surowości aranżacji doszukujemy się unikalnego piękna bluesa. I tak jest w „Rain in Jerusalem”. Od ascetycznego początku producent John Porter niepostrzeżenie przechodzi do wykorzystania Hammondów, a nawet niemal gospelowych chórków. To bardzo przemyślana i chwytliwa produkcja.

Basowy walking pełen jasnych nut ożywia słuchaczy w piosence „Get Ya In Da Mood”. Tu też po raz pierwszy można usłyszeć harmonijkę lidera. Micke Bjorklof gra ciemniejszą barwą, w niższych rejestrach, jakby w uzupełnieniu do swojego białego i raczej wyższego głosu.

Niezwykle ciekawy riff i pomysłowa aranżacja składają się na brzmienie „Hold Your Fire Baby”. Wyraźnie słychać, że Finowie mają autorski pomysł na bluesa. Tym razem Porter kazał wokaliście śpiewać przez mikrofon harmonijki, która w tym utworze gra przysłowiowe pierwsze skrzypce.

Tytułowy „Ain’t Bad Yet” zaczyna się brzmieniem dobro. W końcu Micke Bjorklof zaczynał od akustycznego zespołu grającego blues rockowe covery. Teraz potrafi stylowo komponować. W tej na poły balladowej piosence dopiero słychać niuanse i bogatą barwę jego głosu.

Odrobinę country funku wkradło się do utworu „Rat Chase”. Znów, dzięki odrobinie efektów, utwór wbija się w pamięć oryginalnym brzmieniem i rzecz jasna – niezwykle energetycznym refrenem podbitym riffem harmonijki. Znakomita robota producenta, który nagrywał dający sobie z takimi wyzwaniami radę świetny zespół.

Radiowcy zakochani bardziej w rocku niż w bluesie nie mogą przegapić świetnej, southernowej ballady, jaką jawi się „Sweet Dream’s A Sweet Dream”. Z plamami hammondów w tle, mocnymi bębnami, ale i dużą ilością przestrzeni może wypełnić fale FM swoim pięknem. To także popis feelingu gitarzysty solowego.

Piosenką „Today” Blue Strip mruga okiem do wielbicieli country. Ich akustyczno-elektryczny blues niespodziewanie zmienia się w country rockową piosenkę. Tradycyjnie już pełna oddechu aranżacja pozwala cieszyć się każdą nutą gitary dobro. Jest też solo na gitarze elektrycznej, za którą chwycił producent – wspomniany John Porter. Warto pamiętać, że odpowiadał za brzmienie płyt Buddy Guya, B. B.Kinga, Keb Mo, Santany czy Taj Mahala.

Celowo nieco toporny, jakby osadzony w latach 50. XX wieku rytm i adekwatne brzmienie ma utwór „Blame It On The Bright Light”. Kiedy zwrotka zmienia się w refren, brzmienie młodnieje o dekadę i przypomina początki białego bluesa na Wyspach Brytyjskich.

Finałowy „In Chains” wykorzystuje brzmienie gitary elektrycznej z mechanicznym tremolo. Muzycy dośpiewują chórki tworząc z tego utworu prawdziwy Więzienny song. Niemal słychać brzęk łańcuchów i stalowych obręczy. Jakby tego było mało, przejmujące solo harmonijki gra sam Micke Bjorklof. Takie zakończenie na długo zapada w pamięci.

Finlandia jest tak blisko Polski, że tylko czekać, aż Micke Bjorklof & Blue Strip zagrają wreszcie i u nas. Mają własny styl, nie udają czarnoskórych, ale czują bluesa jakby była to po prostu ich muzyka. Bo taki jest.