Henrik Freischlader –  Night Train To Budapest Farewell Tour Live 2014

Henrik Freischlader to niemiecki muzyk-instytucja Świetny I wszechstronny kompozytor, wokalista, gitarzysta I szef Cable Car Records. Właśnie wydał koncertowy album „Night Train To Budapest Farewell Tour Live 2014”.

Blues i blues rock to gatunki muzyczne, które tak naprawdę koncertami stoją. Często banalne i oklepane tematy, nierzadko wygładzone w studiu, swoją moc objawiają słuchaczom dopiero w konfrontacji publiczności z wzmacniaczami i potem spływającym z muzyków. Henrik Freischlader wie o tym doskonale.

Jego koncertowa machina rozkręca się powoli. „A Better Man” ma w sobie porcję rockowej energii, świetne blues rockowe frazy i uzupełniane organami pełne brzmienie. Ale i lider dobrze wie, jak gitarą i aranżacją budować napięcie i różnicować poszczególne części utworu.

W „Too Cool For Me” utrzymanym w podobnym tempie, pozwala wygrać się  korzystającym z brzmienia piana elektrycznego klawiszowcowi Moritzowi Fuhrhopowi.

Porządny blues rockowy shuffle, bez zbędnych udziwnień, za to w klimacie teksaskim i nieco zbliżonym do Gary Moore to „Disappointed Woman”. To już obszerny solowy popis lidera, który swoim fenderem zaczyna cichutko gaworzyć z publicznością, by skończyć prawdziwą burzą przesterowanych dźwięków i długimi, idealnie podciąganymi nutami. Blues rockowe niebo w uszach.

Cudownie wyluzowany, nieźle podlany funkowym sosem jest utwór „Keep Playin’”. Tu możemy posłuchać solówki na Hammondach i ładnie osadzonej w bluesie, z  rockową ekspresją i pedałem wah wah zagranej solówki gitary.

Energia występu na żywo powraca wraz z piosenką „Point of View”. Szybkością przebiegania palcami po sześciu strunach Freischlader może tu zaimponować nawet fanom Rory Gallaghera. Co najważniejsze, pamięta że muszą być blue notes. I są.

Fender i perkusja świetnie współpracują w opartym o bluesowy kanon boogie „She Ain’t Got The Blues”. To kolejny popis sprawności gitarzysty i kompozycja bliska kanonowi gatunku.

Czterominutowe „Guitar Intro” prowadzi słuchaczy do finałowej pieśni wieczoru – „Desert Love”. Najmniej bluesowej, ale bardzo pięknej, jak to z balladami bywa. Wydaje się, że tu Freischlader objawia swoje nieco progresywne oblicze gitarzysty – solisty, ze skłonnością do pięknych melodii.

Henrik Freischlader ze swoją gitarą przejechał całe Niemcy, kiedyś był na Suwałki Blues Festival. Po takim krążku już nie można się doczekać, by znowu nam zagrał.