Pierwsza od siedmiu lat studyjna płyta śląskiego zespołu Highway nosi tytuł „Ostatni wolny”. To album pamięci Wojtka Maxa Wesłowskiego.

Połączenie southern rockowej gitary z hard rockowym riffem to kwintesencja zarówno piosenki „Niebezpieczna gra”, jak i stylu grupy Highway. Ciekawym akcentem jest wokaliza Anety Romańczyk, a solidna praca gitarzystów – kompozytora tej piosenki Simona Nowakowskiego i grającego slide Marka Manickiego dają mocne spoiwo utworu.

„Oddech anioła” to piosenka w rytmie rock and rolla, z tekstem wspomnianego Wojciecha Wesołowskiego. „Żyć szybko nie marnując chwil” napisał brodaty wielbicieli harleyów i w interpretacji Highway te słowa brzmią przekonująco, wsparte solówką z efektami w klimacie wah wah i cry baby.

Następna „życiowa” piosenka to „Żyj człowieku”. Rozkołysany southern rock z nostalgicznym tekstem przesłodzony został dogranymi żeńskimi chórkami. Może dzięki temu zabiegowi jakieś lokalne śląskie radia zagrają „Highway”, bo sama kompozycja w sobie jest bardzo zacna i broni się bez wspomnianych wokalnych ozdobników.

Piosenka „Śląski blues” to następny utwór, w którym mamy szansę przysłuchać się głosowi Zygfryda Soporowskiego – wokalisty zespołu. Odrobinę kojarzy się z Riedlem, ale w głosie ma również głębię przypominającą Andrzeja Zauchę. Ważne, że w interpretacjach nie stara się naśladować żadnego z oczywistych wzorców. Sam utwór, z dobrym, nie pozbawionym socjologicznych obserwacji, tekstem może stać się jednym z najważniejszych w karierze Highway.

Southernowo-funk-rockowy „W środku nocy” tak silnie kojarzy się z muzyką lat 70. , że właściwie nic więcej nie trzeba dodawać. Gitarzyści wiedzą, co mają robić, sekcja ma wyćwiczone sprawne bridge, jest w tym utworze oddech i pulsacja Hammondów, może nieco mniej bluesa.

„W roli głównej” rozpoczyna przekomarzanie się gitar elektrycznych, a sekcja gra jakiś hard rockowy swing. Ten utwór Marka Manickiego zdecydowanie oddany został dyktatowi gitarzystów i można tylko podejrzewać, że na koncertach dopiero sobie poszaleją.

Akustyczna gitara rozpoczyna utwór „W miejscu”. Typowa rockowa ballada, z lekko bombastycznym tekstem, bliższa jest „Dorosłym dzieciom” Turbo niż na przykład „Całej w trawie”.

„Ona i ja” to powrót do southern rockowego łojenia z pianinem w estetyce honky tonk. Tekst o wymykaniu się z domu od żony i dziecka, by grać może spodobać się kolegom z branży. Dograne hipisowskie chórki i wykrzykująca schrypniętym głosem responsy Aneta Romańczyk tu akurat ożywia ten nieco monotonny utwór.

 

O rozterkach muzyka w trasie opowiada też piosenka „Kilka dni”. Tak, piosenka, bo znów słyszymy tu wtórujące wokaliście chórki.

W tytułowym nagraniu „Ostatni wolny” pojawia się Michał Nit z banjo, akustycznym brzmieniem wzbogacając soniczny wizerunek grupy. Sama kompozycja też bliska jest estetyce country rocka. Uważni słuchacze wysłyszą też motyw z przeboju Krzysztofa Antkowiaka „Zakazany owoc”. Dobry, wspomnieniowy song.

Kończąca krążek ballada „Uwierzyć” przypomina trochę pulsacją „O mój Śląsku” Skrzeka. Klasyczna aranżacja z kolei kojarzy się z „Partyzantem” Dżemu, ale wiadomo że tak grały setki przed nimi i jeszcze niejedni tak zabrzmią. Tu mimo pewnej nieporadności, Marek Manicki – autor zarówno muzyki jak i słów, stara się pochylać nad współczesną Polską. Dzięki interpretacji Soporowskiego cały zespół brzmi wiarygodnie. Jeśli fani podchwycą refren „spróbuj choć raz pokonać strach” może to być następny evergreen Highwayów.

Nikt nie mówił, że „Ostatni wolny” to będzie blues, ale bez bluesa nie byłoby pewnie ani Highway, ani tych kompozycji. Grupa ma swój styl, warto latem zatrzymać się na jakimś ich koncercie.