Janiva Magness – Original

Janiva Magness zaczynała karierę jeszcze w latach 80. XX wieku. Płyta „Original” stawia ją w jednym rzędzie z takimi artystkami jak Bonnie Raitt, ale też Amy Winehouse czy Adele. I ma w sobie bluesowy feeling.

„Let Me Breathe” brzmi jak smakowita mieszanka wspomnianych przed chwilą dam. Ciepłe brzmienie, niemal gospelowe chórki, znakomity głos liderki i rhythm and bluesowa fraza wsparta hammondami pasują do siebie jak ulał.

Według podobnej, acz jeszcze bardziej soulowej receptury, skomponowany został utwór „Twice as Strong”. Głęboki i lekko schrypnięty głos Magness bezbłędnie przykuwa uwagę, a bogaty choć dyskretny aranż nadają prostej piosence mocy.

„When You Were My King” to pierwsza z przepięknych ballad, które skrzą się jak gwiazdy na bezchmurnym niebie na „Original”. Tak może śpiewać dojrzałą kobieta, która poznała blaski i cienie miłości. Jest absolutnie przekonująca.

Znakomicie i korzenie zaaranżowana została piosenka „I Need a Man”. Surowe bębny, z dużą ilością przeszkadzajek zabierają nas z serca Afryki gdzieś w świat modlitw w klimacie gospel, a z tyłu czai się już facet z gitarą elektryczną. Miłosna modlitwa rozkręca się jak nauczyły tego największe gwiazdy rhythm and bluesa. A Janiva śpiewa przejmująco i z ogromną pasją.

„Everything Is Alright” może się kojarzyć również okresem religijnych fascynacji Boba Dylana, ale po country rockowym wstępie zaczyna się pięknie rozpisane na głosy śpiewanie łączące gospel właśnie z country. Taka mieszanka u Magness nie dziwi, a zachwyca.

Genialnie buja piosenka „With Love” zaśpiewana w duecie z równie porywającym Danem Navarro. Gdyby Janiva miała więcej szczęścia z powodzeniem mogłaby zastąpić miejsce Amy Winehouse. Coż, wyroki szołbiznesu są niezbadane.

Balladą bliską country i gospel zarazem jest „Mountain”. Rozwija się nieśpiesznie, a słuchacze mają szansę wsłuchać się w niuanse głosu wokalistki i cieszyć harmoniami wokalnymi chórków. A ileż w tym bluesowej melancholii.

„Who Am I” przypomina wielkie hity z początku lat 60. XX wieku. To emanacja rhythm and bluesa w najlepszym stylu. Jest w tej piosence oddech, jest radość śpiewania i ból istnienia. I czyż nie taki właśnie powinien być blues?

Jeszcze bardziej soulowo rozpoczyna się „Badass”. Jest w tej piosence, podobnie jak w innych z tej płyty czarna siła, jaka objawiła się w muzyce na początku lat 70. I czarna duma, mimo iż płynąca z ust białej kobiety. I to też jest blues.

Za to „The Hard Way” rozpoczyna się od śpiewu a capella. I już podświadomie czujemy, że to będzie następna stonowana muzycznie, ale wielka kompozycyjnie ballada. Że podobna do setek innych? Ale o to w tej muzyce chodzi. O pasję, szczerość, nie o oryginalność za wszelką cenę. Janiva daje nam dokładnie to wszystko.

Absolutnie wzruszająca „Standing” kończy „Original”. Magness wspina się na wyżyny swoich możliwości interpretacyjnych pokazując, że wciąż możemy odkrywać u niej nowe pokłady wrażliwości.

 

Ta płyta to właściwie idealnie skrojony materiał na oldskulową prywatkę. Ogniste rytmy przeplatają się z wzruszającymi balladami, a tylko od nas zależy, które utwory puścimy po raz kolejny. Właściwie można jej nie wyłączać przez całą imprezę.