Bart Walker - Waiting On Daylight

Bart Walker to biały bluesman grający w klimatach rodem z Nashville. Płytę „Waiting On Daylight” zrealizował z wybitnymi sesyjnymi muzykami z Memphis. To Steve Potts (perkusja), Dave Smith (bas) i Rick Steff (keyboards), ze specjalnym udziałem Dave Cohena na organach.

Bart Walker wygrał Gibson Guitarist Award podczas 2012 International Blues Challenge właśnie w Memphis, a jego pierwsza płyta “Who I Am” zebrała wiele przychylnych recenzji. Drugą otwiera autorska kompozycja „It's All Good”.

Pierwsze, co wpada w ucho, to perfekcyjny slide, drugie – mocny, męski głos i tekst osadzony w tradycji bluesa. Trzecie – nowoczesne brzmienie i świetna produkcja. Ale co się dziwić, skoro za gałami siedział Jim Gaines, kolekcjoner statuetek Grammy w swoim fachu.

W „Black Cloduds” słychać to dobitnie. Brzmienie jest bardzo ciemne, głos przesterowany, jakby Black Sabbath wrócili do korzeni właśnie w Memphis. Jest energia i jest blues rock – pierwotny, surowy, hipnotyzujący.

Bart Walker gra na gitarze od czwartego roku życia. Udało mu się grywać z oryginalnym składem Stevie Ray Vaughana, ale nie naśladuje ślepo żadnego z wielkich. W „Took It Like A Man” łączy funkujący bas z rock and rollową melodią i lekko południowym sznytem. I co najważniejsze, nawet jeśli jest w tym zbyt wiele rock and rolla, zawsze znajdzie miejsce na świetny slide.

W „Girl You Bad” sytuacja powtarza się. Tempo zwalnia, brzmienie staje się zmutowane, a Walker podkrada się blisko słuchaczy, a właściwie – złych słuchaczek. Wchodzi im wprost do ucha.

W stronę samochodowego rocka skręca „Gotta Be You”. Na pewno dobrze zabrzmi w wypasionej limuzynie, ale jakoś niewiele ma wspólnego z bluesem.

Na nowoczesnej płycie blues rockowego gitarzysty nie może oczywiście zabraknąć ballady. Tu jest nią tytułowa „Waitin On Daylight”. Z pięknymi organami, zaśpiewana z pasją, bez wątpienia będzie ozdobą każdego koncertu Barta Walkera. Ale z bluesem nie ma za wiele wspólnego. Szybciej przypomina hity Procol Harum.

Na szczęście Walker umie też zagrać teksaskie boogie. W „Happy” znów Jim Gaines mutuje jego głos i genialnie ustawia proporcje pomiędzy gitarą i śpiewającym unisono liderem. ZZ Top mogą być dumni z takiego utalentowanego ucznia.

W „Hipshake It” gra slidem z taką prędkością, że tylko pozazdrościć. Za to „Mary & Me” to wycieczka w stronę blues rockowej psychodelii z odrobiną The Black Crowes. Kompozycja nabiera pędu i mocy, by zagrzmieć soczystym refrenem.

„99%” to już prawdziwy blues rockowy hymn. Świetnie zagrana partia gitary nie pozostawia wątpliwości. Ten wielbiciel Slasha bliższy jednak będzie sercem kolegom z Lynyrd Skynyrd. Choć kiedy jego gitara zaczyna skowytać, kilku innych mistrzów sześciu strun też może się szeroko uśmiechnąć.

Jego interpretacja „Whippin Post” ma wymiar epicki. Pierwszy raz słyszymy fortepian, gitara opowiada melodię, by po chwili zacząć swój rozdzierający śpiew, mamy gitarę akustyczna, organy. Po mistrzowsku zaaranżowany i zaśpiewany kawałek Allmanów genialnie kończy przegląd możliwości gitarzysty.

Bart Walker dopiero zaczyna swoją karierę. Jeśli kochacie bluesa, slide, ale chcecie też pobyć w świecie rockowego ognia – śmiało sięgajcie po „Waiting On Daylight”. Jest bardzo dobrze.