Blues’N’Trouble to szkocki zespół, którym kieruje wokalista i harmonijkarz Tim Elliott. Sami odnaleźli bluesonline.pl i chcą pochwalić się nowym krążkiem „Try Anything Twice”. W swojej karierze występowali u boku takich sław, jak: BB King, Robert Cray, Pinetop Perkins, Charlie Musselwhite, Buddy Guy i Junior Wells.

Tytułowe nagranie z wydanej w listopadzie 2012 roku płyty Blues’N’Trouble „Try Anything Twice” to zaśpiewany mocnym głosem chicagowski w klimacie blues skomponowany przez lidera i gitarzystę Sandy Tweeddale. Zespół ma w składzie również stylowego pianistę i to właśnie Angus Rose jako pierwszy gra solo na płycie. A tak w ogóle, to jest w nim duch… Rolling Stones.

Jako drugi pojawia się sławny „Cadillac”. I wreszcie możemy usłyszeć Elliotta – harmonijkarza. Zespół brzmi pysznie, stylowo, perkusista i gitarzysta dośpiewują chórki, a Rose tym razem używa barwy organowej. Zredukowane do minimum bębny zastępuje brzmienie marakasów, a całość udanie naśladuje lata 50.

I wreszcie pierwszy utwór, który naprawdę przykuwa uwagę. Żeby było ciekawiej nie jest napisany w oparciu o typowy schemat bluesowy, za to brzmi jak prawdziwie wyspiarska odmiana białego rhythm and bluesa, jaki pokochaliśmy w latach 60. Wokalista na luzie snuje opowieść, mamy elektryczny fortepian, trochę harmonijki i slide. Tak – „Moneys Tight” – opowieść o biurokratach i rządach, które polują na naszą kasę przekonuje.

Po kompozycji gitarzysty, znów propozycja duetu wokalista-guitarman. „Leaving Blues” zadziwia – pokazuje jeszcze inne oblicze zespołu, który uznawany jest za najlepszy szkocki zespół bluesowy. Zupełnie inaczej brzmią gitary, wokalista praktycznie opowiada historię, a kiedy zaczyna grać na harmonijce, jego brzmienie jest bardziej ciemne, dopasowane do nastroju tego bluesa. No i mamy niespieszne solo zagrane slide.

Za to „Down’nDirty” to rock and rollowe szaleństwo. Z śmiesznymi, jakby parowymi organami, pogłosami i przede wszystkim genialnymi chórkami. Ci faceci mimo trzech dekad grania umieją się bawić, a może po prostu rozumieją, że przy muzyce czasem trzeba potańczyć?

I nagle rozbrzmiewają nuty „Waiting”. I już się wie, że na tę kompozycję warto było czekać. Lekko zduszony głos zaczyna snuć następną napełnioną melancholią opowieść. Starannie zaaranżowana, wzbogacona o partie organów, pięknie brzmiącego fendera, wydaje się być prawdziwym blues rockowym hymnem. Ale interpretacja naprawdę powala. Wokalista świetne frazuje, czasem zda się, że do duetu mógłby zaprosić Joe Cockera. No i solo gitary – fani elektrycznego grania będą kontenci. Bez przesterów, ale z jakim brzmieniem. Drugi bardzo mocny utwór i idealna propozycja do radia.

Fajny, chicagowski blues to „Meandering Man”. Znów są chórki, świetne partii klawiszy i co ciekawe autorem jest chyba perkusista Andy Munro.

Prawdziwe serce rock and rollowców znów daje znać w szkockiej kapeli, kiedy na warsztat biorą „Rock The Joint”. Bill Halley nie zaśpiewałby i nie zagrał tego lepiej, a brzmią… jakby czas na 2 minuty i 40 sekund cofnął się o pół wieku.

„King Bee” to i klasyczny blues i klasyczna interpretacja. Wokalista frazuje z niebywałym luzem, gitarzysta gra slidem, a całość ma naprawdę tak surowe brzmienie jakby wyszła wprost ze studia braci Chess. Smakowite i z pewną dozą diaboliczności. No i wreszcie Tim Elliott może się wyszaleć jako harmonijkarz.

I znów zmiana klimatu. Swingujące klawisze przypominające hammondy, które definiują brzmienie tej piosenki, świetne zmiany rytmu i życiowa story. Trzeba przyznać, że Blues’N’Trouble umieli ułożyć program płyty, tak by zaskakiwał, a poszczególni instrumentaliści w „In My World” czują frazę.

Wielbiciele harmonijki z przesterem z pewnością pokochają „You Can’t Hit A Woman”. Prosty, chicagowski blues może sprawić dużo radości, szczególnie kiedy w tekście jest czysta wódka i rękoczyny.

Klasyk „Bye Bye Bird” to już popis dialogu wokalisty z harmonijką. Cokolwiek countrowa kompozycja znów została zinterpretowana ze smakiem. I wreszcie możemy posłuchać jak Elliott potrafi przemawiać do słuchaczy grą na harmonijce.

Krążek kończy zagrany z wykorzystaniem elektrycznego sitaru utwór „Psychotic Reaction” Count Five. Garażowy hit z 1966 roku świetnia pasuje do bluesowego oblicza szkockich muzyków. Nieprawdopodbne.

Blues’N’Trouble to znakomity zespół z Wysp. Oparty o tradycję białego bluesa, umiejący poruszać się w różnych stylistykach, z interesującym, lekko frazującym wokalistą. Gdyby tylko częściej uzupełniał brzmienie zespołu harmonijką – przecież potrafi!