Nasz patronat

Blues Fama: Wanda Johnson

Nasz patronat

Koncert otwarcia SBF 2024 – ZALEWSKI, support Noa & The Hell Drinkers (ES) – 11 lipca

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Johnny Coyote

Na pierwszych koncertach Ewa Pitura piła sok Kubuś, nie miała jeszcze 18 -lat - wspomina Piotr Janużyk, gitarzysta zespołu Johnny Coyote (pierwszy z lewej na zdjęciu). Radiu bluesonline.pl opowiada nie tylko o powstawaniu płyty Blues Bastard.

Radio bluesonline.pl: Jak to jest, kiedy skład zespołu ustala perkusista?

Piotr Janużyk, gitarzysta Johnny Coyote: Ten skład był ustalony przypadkowo. Janek Orlikowski postanowił wrócić za bębny i pograć sobie i jedyną postacią, która przychodziła mu na myśl był Darek Wilk - gitarzysta i jego przyjaciel. Chłopaki zaczęli grać, mieli problem z basistą. Kiedyś po powrocie do domu znalazłem wizytówkę. Nie znałem go, ale przekonalem się, że Janek od razu chce budować zespół, który swoim zasięgiem wykroczy poza lokalne podwórko. Pojechałem na próbę i tak powstał kwartet.

Gdzie wcześniej graliście?

Tak naprawdę, to jesteśmy grajkami bez przeszłości. Nikt z nas wcześniej nie grał w żadnej poważniejszej kapeli. Największe osiągnięcia miałem z amatorskimi zespołami metalowymi - kiedyś grałem przed zespołem KAT i Vader. I ja i Michał Cielak Kielak byliśmy szkoleni przez jego świętej pamięci ojca - Kubę. To był multiinstrumentalista i ona nas zaraził miłością do tej muzyki.

A skąd taka właśnie nazwa?

Założycielami zespołu są Janek z Darkiem i jako, że Jasiu jest zapatrzony w Południe Stanów, kapelusze, kowbojki, skórzane spodnie, Darek ma nazwisko Wilk, a w szkole przezywali go kojot - ten drugi człon musiał być. Ktoś powiedział - jest Johnny Winter, może być Johnny Coyote. Nazwa nie jest ważna.

Wydaje się, że płyta powstała w odpowiednim momencie - zespół brzmi bardzo spójnie

Płyta powstała zdecydowanie w najlepszym momencie. Nagrywaliśmy ją jesienią 2010 roku, wtedy graliśmy po dwa koncerty tygodniowo. Mieliśmy naprawdę dobrą formę i prace w studiu poszły bardzo sprawnie. Płyta jest ukoronowaniem tego okresu.

Dlaczego upieracie się przy etykietce southern rock?

Absolutnie nie upieramy się przy tej etykiecie. Jako kwartet instrumentalny graliśmy utwory oparte o muzykę ZZ Top, wszytko graliśmy slidem, bo Janek uważał, że to nowość na rynku i nikt tak nie gra. Te napisy zostały tylko na stronie internetowej i nikt się już tego nie trzyma. Nasza muzyka jest bardzo mocno osadzona w korzeniach bluesowych i tak będzie zawsze, ale słychać w niej wpływy rocka lat 70., którego również bardzo lubimy.

Słuchając płyty można odnieść wrażenie, że zagralibyście i hard rocka i Pink Floyd

Gramy takie rzeczy na próbach, bawimy się różnymi kompozycjami. Na koncertach czasem na bis zdarza nam się zagrać na przykład utwór "Hocus Pocus" grupy Focus i to czasami powala odbiorców.

Jak trafiliście na Ewę Piturę?

Ewę na próbę przyprowadził nam znajomy dziennikarz. Wcześniej śpiewała z nami Ola Gorzycka z Bydgoszczy. Odległość była kłopotem. Wtedy pojawiła się 17-letnia Ewa. Przygotowała jeden nasz utwór i zaśpiewała go świetnie. Wcześniej ćwiczyliśmy z facetem - maniakiem Zeppelinów. Musieliśmy przygotować pół dyskografii, żeby nam zechciał pokazać swoje umiejętności. To zapytaliśmy Ewę, czy zaśpiewałaby "Whole Lotta Love" i to nas powaliło. Ewa była pierwszą wokalistką, która zrobiła to z taką ekspresją i nie wysiadła. Wcześniejsi wokaliści po takim wydarciu musieliby mieć tydzień przerwy, a ona zaśpiewała jak gdyby nigdy nic. Na pierwsze koncerty kupowaliśmy jej sok Kubuś, bo nie miała skończych18 lat.

Teraz wydaje się, że stanowicie wyjątkowo zgrany zespół

Wydaje mi się, że jakiś czas temu było lepiej (śmiech)

Jak powstawały kompozycje na Blues Bastard?

Do chwili, kiedy w zespole pojawiła się Ewka, momentem napędowym był Darek. Graliśmy głównie jego kompozycje. Ja też miałem dużo utworów w zanadrzu i Ewa skłaniała się wokalnie ku moim kompozycjom, jego utwory były w tonacjach, które jej trochę nie leżały. To ona dokonała pierwszej selekcji utworów. Najpierw mieliśmy jej kompletnie ułożyć linię melodyczną, ale powiedzieliśmy że musi sama to wszystko interpretować i z czasem zaczęła to robić wspaniale. "Blind Alley" i "Toy Story" to jedne z jej pierwszych interpretacji.

Jaką rolę w powstaniu płyty odegrał Michał Kielak?

Pierwszy wokalista, który śpiewał z Coyotami był też harmonijkarzem. Bardzo nam się to podobało. Później Janek przyprowadził harmonijkarza, który grał na deptaku. Jeździł z nami na koncerty, ale nie rozwijał się. Przed nagraniem płyty poprosiłem Cielaczka i pomógł bez problemu. Nie wyobrażam sobie innego harmonijkarza na tej płycie. Chcielibyśmy go mieć w stałym składzie, ale niestety - stawki za które gramy nie starczają nam na Michała (śmiech).

Jacy gitarzyści najbardziej wpłynęli na styl gry Johhny Coyote?

W kapeli mamy wyraźny podział. Darek odpowiada za te cięższe, hard rockowe brzmienia i nie ukrywa, że na jego styl gry największy wpływ wywarli gitarzyści hard rockowi. Jimi Page, Ritchie Blackmore, z tych nowszych - bardzo dużo słucha Erica Sardinasa i trochę podobnie gra. Ja uwielbiam gitarzystów bluesowych, chociaż też byłem zapatrzony w Stevie Vaia. Obecnie moją ulubioną płytą DVD jest "In Session" Alberta Kinga ze Steviem Ray Vaughanem. Uwielbiam jego styl, ciągłe wydobywanie tych ósemek, tego, że tak maltretuje tę gitarę. Nie słychać tego jeszcze na Bastardzie, ale będziemy szli w kierunku, żeby gitary były jeszcze bardziej bluesowe.

Czy pozostaniecie wierni bluesowym korzeniom? Nie ciągnie was w stronę mocniejszego grania?

Nasze kawałki często są porównywane do Guns'n'Roses, riffy do Metalliki - to wszystko nie tak. To, co układam w domu, co mi wpadnie do głowy - to jest najczystsze bluesowe granie. Przynoszę na próbę zwykłą bluesową zagrywkę, jak wskoczy na to reszta, to i tak wychodzi... Black Sabbath. Ten świat rocka lat 70. jest nam bardzo bliski, ale ja na przykład nie cierpię Budgie, a Janusz uwielbia, a poza tym się zgadzamy. No i kapele, które teraz grają, Zakk Wylde czy Slash to są ulubieni gitarzyści Ewy. Słuchamy rocka, tego się nie da ukryć. Ja lubię to co gra Joe Bonamassa, lubimy go wszyscy w zespole.

Ustaliliśmy sobie cel, do którego zmierzamy. Chcielibyśmy, żeby jedna gitara, czyli moja - zbliżyła się do bluesa, może nawet bez przesteru. Chcielibyśmy to osadzić na bazie ciężkiej, twardej sekcji rytmicznej, a Darek na drugiej gitarze byłby odpowiedzialny za takie nowocześniejsze granie. Jest pasjonatem multiefektów i nie możemy go z tego jakoś wyleczyć. I zobaczymy co z tego wyjdzie, może już tak zagramy na Rawa Blues Festival?

W jaki sposób będziecie starali się wypromować waszą płytę?

W założeniach płyta powinna ukazać się troszeczkę wcześniej i miała być naszą wizytówką do budowy jesiennej trasy koncertowej. Niestety - jest już trochę za późno. Teraz żyjemy koncertem na Rawa Blues Festival 8 października. Nasz wydawca - Soliton też zajmuje się promocją tej płyty, ja też postaram się dotrzeć do jakichś znajomych dziennikarzy i może puszczą coś w radiu ogólnopolskim. Cóż więcej można zrobić? Grać, grać, grać, byle wszyscy mieli na to ochotę.