Krążek rozpoczyna się mocnym, niemal hard rockowym riffem tworzącym szkielet piosenki „Used To Be”. Co ciekawe, dwa lata temu Kris został wyróżniony jako najlepszy wokalista bluesowy, z najlepszym zespołem, albumem („One For Sorrow” i kompozycją, ale przez German Rock Music Association. Może dlatego w tej pieśni tyle mocnych uderzeń i zdecydowanie rockowego śpiewania z lekko stadionowym refrenem.
Tytułowy utwór „Taylor Road” ma być swego rodzaju hołdem złożonym dzieciństwu w Anglii i pierwszym próbom gry na gitarze elektrycznej Squier Telecaster – uwiecznionym zresztą na zdjęciu we wkładce datowanym na 1993 rok. Może dlatego jego rytm to elektryczne boogie, z jakiego przez dekady słynęło właśnie Status Quo. Generalnie – odległe to od Stevie Ray Vaughana, bliskie zaś brytyjskiej muzyce rockowej lat 80. XX wieku.
W „One Good reason” odzywają się chórki, a sam pomysł na piosenkę to rzeczywiście pewne skrzyżowanie połysku ZZ Top z bluesowymi zagrywkami znanymi z przebojów Chrisa Rea. W stacjach grających classic rock pewnie taka muzyka może się podobać, bluesa w tym niewiele.
Jako pierwszy singiel Kris wybrał oparty o bluesowa harmonię rocker „Borrowed Time”. Tu rzeczywiście można znaleźć echa Gary Moore, bogatą harmonię i wyrazistą, melodyjna solówkę z silnymi wpływami bluesowych mistrzów z okolic Teksasu. Jest dynamika, jest pomysł – zdecydowanie to kompozycja, w której nie zmarnowano ani sekundy czasu ewentualnego słuchacza.
Niepokojąco lekkim reggae rozpoczyna się „Look The Other Way”. To właściwie bardziej rockowa ballada, niż blues. Oczywiście z piękną kulminacją, solówką, jakiej nie powstydziłby się w Rainbow Ritchie Blackmore, chórkami. Ładne to bardzo, ale czy coś więcej? Może trzeba zobaczyć muzyka na żywo?
Intro do „Ain't Crying For Yesterday” kojarzy się na przykład z jakimś występem Steppenwolf, ale też ze stadionowym rockiem wspomnianych tu już lat 80. Jakże zabawnie w tym kontekście brzmi tytuł piosenki.
Klasycznym blues-rockowym riffem zaczyna się za to „Taking Back What's Mine”. Rytmicznie odrobinę przypomina „Come Together”, a w aranżacji ma wplecioną dobrze nagraną partię harmonijki, w którą dmucha sam Pohlman. Są też odniesienia do tego teksaskiego, spalonego słońcem ZZ Top. To drugi utwór, za który warto zapłacić w sieci. Ma moc i ma w sobie ducha białego bluesa.
„The Silence” leniwym rytmem w pierwszej części może się kojarzyć z późnymi nagraniami Petera Greene. Szkoda trochę, że pojawia się sztampowy rockowy refren, który psuje ulotny malowany nutami gitary z pogłosem. Później pojawia się blues-rockowa kulminacja gitarowa, jeszcze bardziej podkreślająca mentalny związek kompozytora z klasykami hard rocka z lat 70. XX wieku.
Wykorzystanie wah wah w budowaniu brzmienia piosenki „Slow Motion” może nasuwać skojarzenia z najlepszymi momentami Cream i chyba – coś jest na rzeczy. Szczególnie, kiedy wsłuchamy się w responsy gitary komentujące wokalne frazy Pohlmanna.
„Tarantula” rozpoczyna się sfuzzowanym slide i ma w sobie pewne przyczajenie, nieźle charakteryzujące sposób łowów pająka. Niestety, znów blues rockowy korzeń zostaje ozdobiony kwiatkiem w postaci melodyjnego, rockowego i raczej przewidywalnego refrenu. A przecież w często mniej znaczy w muzyce więcej.
„The Long Godbye” w intro może kojarzyć się z akustycznym wstępem do „Wish You Were Here”. I gdybyż tak zostało – na poły akustycznie, z bluesowym feelingiem – byłoby OK. jednak tu mamy bardziej do czynienia z rockowa balladą. W połowie utworu odzywają się mocniejsze tony, a Kris Pohlman eksploduje blues rockową solówką w starym, dobrym stylu.
„Taylor Road” to profesjonalnie nagrany krążek, z dobrymi, rockowymi tematami. Fanów bluesa raczej nie usatysfakcjonuje.