Co tu dużo pisać. Wiadomo, kto styl pełnej werwy Marcii zna, ten nie będzie zawiedziony. Ognista tytułowa opowieść o miłości ozdobiona została pełną podobnego ognia grą na pianinie i wypunktowana przez trąbkę Jimmy Shortella i puzon Randy Zimmermana wspierające będącego stale na pokładzie zespołu Thada Scotta z saksofonem tenorowym.
Podobnie w „Clean My House” – dęciaki dodają tej pełnej przestrzeni kompozycji skrzydeł, a Ball śpiewa wręcz fantastycznie. Do tego niezwykle ciekawa gra perkusisty i mamy skrzyżowanie boogie z soulem i szlachetnym rhythm and bluesem. Wyborne.
Przepiękna piosenka w umiarkowanym tempie, znakomita na letnie potańcówki to „Just Keep Holding On”. Także są tu ślady dęciaków i urzekające solo na tenorze. Do tego chórki i ta cudowna atmosfera prywatek z lat 60. XX wieku. Aha – przecież Marcia to po prostu pamięta.
Marszowy rytm zapowiada radosne boogie „Like There's No Tomorrow”. Tekst opowiada po prostu o zabawie do utraty tchu, a przy tak intensywnym graniu na fortepianie trudno byłoby się w owym tańcu nie zatracić.
Marcia Ball piosenkę Hanka Ballarda „She’s The One” przekabaciła na „He’s The One” i śpiewa ją z niesamowitą pasją. Jej głos to jeden z teksańskich skarbów. Poza tym – artystka nie wstydzi się kobiecości i na scenach pojawia się w sukienkach, będąc przy tym sobą. Dlatego ma prawo przerobić tekst jak żadna inna i włożyć w niego mnóstwo emocji. Nic dziwnego, że stylowe solo niemal samo wypływa spod palców gitarzysty Michaela Schermera.
Marcia udanie flirtuje z zydeco piosenką „The Squeeze Is On”. Na akordeonie wspaniale wspiera ją Terrance Simien, a całość wręcz podrywa z fotela do tańca.
Sporo blues rocka w aranżacji zawiera „Hot Springs”. Paradoksalnie, mimo silnego brzmienia, wyrazistego gitarowego riffu i organów elektronowych, to pani Ball jest samodzielną autorką i muzyki i słów do tego utworu. To prawdziwy muzyczny omnibus.
Na flirt z estetyką country zanosi się od pierwszych taktów „Human Kindness”, ale szybko do głosu dochodzą brzmienia bliskie gospel. Zresztą sam tekst też pełen jest miłości i otwierania ludzkich serc. Piękne chórk i hammondy, podobnie jak „sisters and brothers” w tekście stanowią kompletne dzieło, które z przyjemnością cała sala zaśpiewa na koncercie z zapalniczką w dłoni.
Najprawdziwsze fortepianowe boogie to „Can't Blame Nobody But Myself”. Swingujące bębny I całkowita władza fortepiano nad rytmem i całością nagrania przypomina, kto tu jest szefową. Nawet grający tu na harmonijce Delbert McClinton nie przełamie monopolu na władzę jaki ma Marcia Ball.
Tytuł „Lazy Blues” zobowiązuje. W tej piosence głos Ball został wysunięty do przodu, mamy niemal klubowe granie, gitara zmienia brzmienia na jazzujące, perkusista odpoczywa, a słuchacz ma wrażenie niezwykłej intymności tej piosenki. Bardzo prawdziwe i urzekające nagranie – bez fajerwerków - po prostu blues.
Organowo-fortepianowy jump blues zmieszany z boogie to piosenka „Get You A Woman”. Tu szefowa pozwala sobie na stylową solówkę w klimacie honky tonk, i znów trudno usiedzieć w miejscu.
Pyszna jazzowa gitara i nawiązujący z nią dialog fortepian rozpoczynają wolnego, jazzującego bluesa „The Last To Know”. Tu po raz kolejny słychać, jak wspaniałą wokalistką jest Marcia Ball. Wsparta przez wspomnianych trębacza i puzonistę potężnymi riffami dęciaków współpracujących oczywiście z barytonem snuje swoją pełną emocji opowieść. Taki głos i takie doświadczenie to skarb.
Trudno się dziwić, że Alligator Records mocno stawiają na artystkę. Doświadczeniem klasą autorskich kompozycji i obyciem scenicznym bije młodsze konkurentki bez problemu. A przy okazji – jest po prostu znakomitą artystką. Czas, by zagrała w Polsce w jakiejś porządnej sali, nie w okropnym Spodku.