Krążek otwiera wyjątkowo energetyczny utwór „You Make A Mess”. Jest w nim i stary rhythm and blues i coś ze zgiełku całkiem współczesnego wielkiego miasta. Trio nie potrzebuje basu, by grać z mocą, za to wokalista i gitarzysta Steve Mariner świetnie daje sobie radę i nikogo nie udaje. A solo z wykorzystaniem wah wah zadziwia zgoła rockową dojrzałością.
W „Right From Wrong” wreszcie odzywa się harmonijka, a sam utwór fantastycznie kołysze w bardziej klasycznym, acz rockowo rhythm and bluesowym stylu. Jest też w aranżacji miejsce na gitarę slide. I brzmi ten utwór całkiem inaczej niż poprzedni.
„Why Are People Like That” pyta Mariner lekko przesterowanym głosem. Do tego gitara przepuszczona przez hendriksopodobne maszynki i mamy spotkanie bluesowej harmonijki z bagienną rytmiką i takąż estetyką. A w solówce słychać odrobinę „Black Magic Woman”.
Z kolei „Je Nah Say Kwah” to bluesowy funk, przypominający wczesne nagrania jakichś Jackson 5, a do tego solówka harmonijki jakby przeglądała się w grze Stevie Wondera. I to działa.
„Sirens In The Night” oczywiście rozpoczynają się od tytułowego zawodzenia syren, a potem, w niezłym tempie, z teksańskim zacięciem, rusza surowe rock bluesowe granie. No i do tego mamy Tony’ego D grającego slide i wtórującego mu Marinera na harmonijce. I jest przysłowiowy ogień.
„Yearnin' For Yesterday” to jakby próba popowej piosenki, może nieco przypominającej Chrisa Isaaka, ale takich skojarzeń można znaleźć dużo więcej. Przebojowa i chyba chciałoby się na koncercie pośpiewać z zespołem.
Najbardziej bluesowe intro do tej pory ma surowy „Once Had Wings”. Linia wokalu prowadzona unisono z nutami gitary sprawia piorunujące wrażenie, zanim pieśń nie przerodzi się w southernowo rockowy hymn. Całość wieńczy wzmocnione echem solo dające zajrzeć w świat muzyki psychodelicznej, a może po prostu w dusze muzyków.
Ciekawy tekst towarzyszy piosence „What I Got To Give”. Choć złożona z bluesowych cegiełek, jakoś urzeka swoją świeżością połączona z świetną pracą gitar. Do tego dochodzi współbrzmienie w partii solowej gitary slide z harmonijką. Sensowny, biały, acz korzenny blues.
„Say What?” to dość prymitywnie skomponowany utwór. Tu śpiewanie zgodne z riffem gitary lekko mści się kwadratową rytmiką, ale chórki refrenu łagodzą kiepskie pierwsze wrażenie. No i w wersji koncertowej wady mogą stać się zaletami.
Album kończy siedmiominutowy „Swank”. Najbliższy estetyce rocka ibluesa z okresu Woodstock i w dodatku instrumentalny. Aż się niemal słyszy głos Janis Joplin czy innych wielkich tamtego gorącego lata. Do tego dochodzą klawisze obsługiwane przez Marinera. Stylowe i pełne radości zakończenie.
MonkeyJunk krążkiem „All Frequencies” pokazują, że nie trzeba ortodoksyjnie trzymać się bluesowych kanonów, by zadziwić nie tylko Kanadę, ale i świat. Warto usłyszeć ich na żywo, właśnie jadą do Polski.