Breakmaszyna – Urban Legends

Miejski Dom Kultury w Częstochowie wsparł powstanie trzeciej płyty zespołu Breakmaszyna. Paweł Stomma z nowym basistą i perkusistą nagrali „Urban Legends”. Stygmat pozostaje.

Przed laty Breakmaszyna przede wszystkim słynęła z bardzo dobrych, autorskich tekstów Stommy. Tym razem jest równie obiecująco. „Siedem czarnych psów szarpie mą duszę” śpiewa Stomma, grając na gitarze transowego blues rocka. Jest niepodzielnym szefem tego tria.

Niemal punkowo brzmi „Rozwalimy dziś tę budę”. Tym razem post blues, jak wcześniej określał swą twórczość Stomma brzmi bardziej psychodelicznie, ale znów najlepsze chyba będzie określenie trans. Kiedy lider gra solówki, wtóruje mu Tomasz Holewa na bębnach, basista Arek Skupiński zdaje się być dopiero na dalszym planie. A i delikatnie wplatane cytaty przywołują echa lat 60. XX wieku.

Ciężki funk „Oprócz kasy wszystko gra” to opowieść o bezrobociu i ciężkim życiu. Tym razem tekst popełnił Przemysław Bąchor i ewidentnie słychać, że odstaje rytmiką od frazy stosowanej przez Stommę. Sam utwór też nie przekonuje, choć w refrenie brzmią orientalizujące nuty i słychać ciekawy efekt przetwarzający brzmienie gitary.

„Podobno wiedzieć za dużo jest niezdrowo” śpiewa Paweł Stomma. Utwór „Fałszywe słowo” wydaje się być jego autorską wizją korzennego bluesa przetworzonego przez formułę power trio. Taki chyba był zamysł, tu wreszcie pole do popisu ma basista, a lider sięga też po dźwięki zagrane slide. Zdecydowanie trzeba tego utworu słuchać bardzo głośno, szczególnie kiedy pojawiają się coraz bardziej hard rockowe ostinata. I lepiej słuchać, niż analizować i wiedzieć.

Piosenka „Światło” to  coś na kształt southernowo brzmiącej ballady. Dziwne wrażenie sprawia melorecytacja lidera. W tle szumią klawisze Mariusza Czerneckiego i dopiero klasyczna w konstrukcji blues rockowa solówka naprawia dziwny wydźwięk pieśni, która wokalnie bliższa jest dansingowym brzmieniom zespołu Blackout niż można by tak rzec „męskiemu graniu”.

O ileż więcej życia jest w interpretacji i tekście „Króla bluesa”. „Dziesięć lat przed końcem wieków, na granicy ustrojów, w mieście co już od dawna, pełne jest gojów, gdy wszystko wydawało się na wyciągnięcie ręki, w knajpach wieczorami słychać było piosenkę jak u św. Jakuba umierała dziewczyna” – takiego obrazu wybuchu w Polsce kapitalizmu i renesansu różnych gatunków muzycznych próżno by szukać w tekstach innych muzyków okołobluesowych.

„Spóźniona kobieta” pojawiła się na płycie „Postblues”. Tu brzmi chyba jeszcze ciężej, a jej heavy rolling stonesowy klimat jak w pierwszej wersji podbija serce swoją surowością. Jednak w połowie płyty dość surowe brzmienie, praktycznie bez studyjnej obróbki, zaczyna męczyć.

Po raz kolejny zmysł obserwacji objawia Stomma w przewrotnej piosence „Highway Star” o upadłej prostytutce, która skończyła świadcząc seks usługi przy drodze. Wszędzie przecież można być „star”- co potwierdza i sam lider, przy okazji wprowadzając do tekstu kolejnych bohaterów. Jednak wokalna interpretacja znów nie przekonuje.  

Nieco oddechu od ciężkich riffów daje lekko countrowa fraza piosenki „W środku świata”. Westernowy klimat podtrzymuje mrucząca interpretacja choćby takiej obserwacji: „studenci powoli schodzą się do sali, naukowiec na zapleczu pięćdziesiątkę wali”. Bluesmani, zamawiajcie teksty u Pawła Stommy – warto!

Ciekawie muzycznie brzmi funk „Zgodne stanowiska”. Tekstowo to blues dotykający polityki, wzajemnych układów, sieci zakulisowych powiązań. Pojawiają się dyskretne klawisze Czerneckiego i zdwojony głos lidera w refrenie.

Piękny tekst „Ostatniego pociągu” w nowej wersji zyskał również oprawę klawiszy, zaś sam Stomma bardziej melorecytuje niż śpiewa. Jest tu bluesowe kołysanie, rockowa drapieżność i pięknie brzmiąca gitara w solówce. Warto było nagrać ten utwór bez dwóch raz, choćby dla sformułowania „zakapturzeni mudżahedini ulicy”.

W rockowo chicagowskim „Wracam do domu” w chórkach wyraźnie słychać Tacjanę Niksę. I znów świetny, reportażowy tekst, stanowi siłę opowieści Stommy, zaś żeński głos przełamuje monopol momentami męczących interpretacji.

Nowa płyta, bo jest to w końcu płyta, to klasyczny produkt amatorskiej odsłony polskiego bluesa. Nagrana i wydana zdaje się domowym sumptem, stanowi intrygujący zapis stanu mentalnego lidera przy jednoczesnym obnażeniu jego interpretacyjnych dylematów. Tak czy inaczej, Breakmaszyna to oryginalne zjawisko na polskiej scenie, jeśli będą mieli grać w jakimś klubie w pobliżu – nie pożałujecie.