Bernard Allison Group – In the Mix

Gitarzysta i wokalista Bernard Allison po sześciu latach wydał szósty studyjny album. „In the Mix” to pięć autorskich kompozycji i pięć lepiej lub gorzej wybranych coverów.

Krążek rozpoczyna kompozycja Colina Jamesa „Five Long Years”. Dość ciężko zagrany blues rock wyrywa się nieco z kajdanów rocka w solówce gitary, ale i w niej jest więcej rocka niż blue notes.

Kołysząca piosenka „Call Me Mama” od razu poprawia nastrój. Melodię podaje saksofon, a sam Allison śpiewa z soulowym groovem, jakby właśnie takie kołyszące granie było jego właściwym powołaniem. To po prostu przebój do wieczornych audycji radiowych dla dorosłych.

„Move from the Hood” to piosenka skomponowana przez jego ojca – Luthera Allisona. Porządny blues z elementami swingu przypomina brzmieniem i sposobem kompozycji niektóre utwory Steely Dan. To pierwsza prawdziwie bluesowa kompozycja na tym krążku. Bernard śpiewa nieco wyższym głosem przypominając jednocześnie o chicagowskich korzeniach całej familii.

Następny autorski utwór „Tell Me Who” to pięknie zaaranżowana ballada o wyraźnie gospelowym rodowodzie. Z fortepianem jako jednym z instrumentów wiodących i czysto brzmiącą gitarą. Riffy dęciaków tradycyjnie już sprzężone z brzmieniami hammondów dodają przysłowiowego mięsa tej pieśni zwieńczonej solówką saksofonu.

 

„Something Wrong” to dość typowy chicagowski blues. Tym razem Bernard wykorzystuje do gitarowych responsów technikę slide, mamy bliskie honky tonk piano – po prostu dobry klasyczny, choć nowy utwór.

Bardziej swingująco i z organami na pierwszym planie ułożony został „Lust For You”. Paradoksalnie, to drobne zagrywki jazzowo brzmiącej gitary są tu solą tego utworu.

„I Had It All the Time” napisał Tyrone Davis. Tu z kolei gitara Allisona rozmawia z nim jak żywa.

„I’d Rather Be Blind” Freddie Kinga to już okazja to zagrania bluesa, jaki charakteryzuje mistrzów. I rzeczywiście – Bernard śpiewa nieco niższym głosem, aranżacja jest oszczędniejsza, czuć skupienie i jakby napięcie podczas nagrania zaś jego gitara śpiewa wraz z nim.

Blues w umiarkowanym tempie, wyraźnie podporządkowany zagrywkom gitary to utwór „Set Me Free”. W nim Bernard Allison może sobie pozwolić na luz, to także świetne pole do ewentualnych improwizacji podczas jam sessions.

Krążek kończy radosna ojcowska kompozycja „Moving On Up”. Mnóstwo w niej słońca, starego, dobrego rhythm and bluesa. Zaśpiewana z soulowym sznytem zostawia na zakończenie płyty bardzo dobry nastrój.

Bernard Allison oprócz talentu po ojcu ma też talent w palcach i, kiedy chce, śpiewa naprawdę pięknie. I nic nie musi. Dlatego można go słuchać z przyjemnością ale można i bez niego przeżyć.