Nasz patronat

Blues Fama: Wanda Johnson

Nasz patronat

Koncert otwarcia SBF 2024 – ZALEWSKI, support Noa & The Hell Drinkers (ES) – 11 lipca

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Jeff Beck in Warsaw

Jeff Beck zagrał w Warszawie w Sali Kongresowej. Na Warsaw Summer Jazz Days 2011 przywiózł trójke muzyków. To byli: Narada Michael Walden, Rhonda Smith i Jason Rebello.

Koncert przyciągnął do Sali Kongresowej tłumy fanów. A Jeff Beck udowodnił, że wszystkie nagrody Grammy, które odbiera sa jak najbardziej zasłużone. Koncert obserwował posener z forum Okolice BLuesa.

Podchodząc to koncertu tylko od strony gitary to było to powalające - pisze posener.- Zarówno od strony samej techniki (nikt tak nie gra), jak i zawartości muzycznej. Kiedy Jeff prowadzi frazę, nigdy nie wiem jak to się skończy, w którą stronę skręci i to jest w jego głowie, a nie w palcach, jak u wielu. Jestem otwarty na wiele gatunków muzycznych, przez kilkadziesiąt lat przesłuchałem tysiące płyt z naprawdę różną muzyką, ale akurat operową i większą część muzyki poważnej omijam, a tutaj na ostatni bis Jeff zaśpiewał (bo on to zaśpiewał na gitarze) Nessun Dorma z opery Turandot Pucciniego i po prostu łzy się cisnęły do oczu z powodu absolutnego piękna tej arii i wykonania.

To nie były jedyne covery, jakie 21 czerwca 2011 roku zagrał w Sali Kongresowej Jeff Beck. Ale nie byłoby też koncertu bez muzyków, którzy z Beckiem grali.

 

 

- Narada i Rhonda to obiektywnie rzecz biorąc fenomenalna sekcja, ale ja zdecydowanie bardziej wolałem poprzednią - pisze posener. -  Teraz muzyka Jeffa stała bardziej jednoznaczna, definiowalna - fusion podszyte funkiem. Narada zastąpił swego czasu Cobhama w Mahavishnu Orchestra i jest to ta sama szkoła. Kiedyś imponowali mi tacy bombardujący perkusiści, teraz wolę grających. Tak jak Vinnie. Wydaje mi się też, że sekcja Colaiuta/Wilkenfeld znacznie elastyczniej reagowała na to co gra Beck. Ta muzyka po prostu płynęła różnymi meandrami, rozlewiskami, teraz bardziej mi to przypomina ocembrowany kanał.


- A tak poza tym to było wspaniale - sumuje Internauta. - Nie było pijanej, wydzierającej się hołoty, scena na odlegość 5m - żyć nie umierać. Sądzę, że pod koniec XIXw ludzie opowiadali swoim wnukom, że widzieli Paganiniego. Ja będę mógł powiedzieć, iż widziałem Jeffa Becka.