Nasz patronat

Blues Fama: Wanda Johnson

Nasz patronat

Koncert otwarcia SBF 2024 – ZALEWSKI, support Noa & The Hell Drinkers (ES) – 11 lipca

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Adrianna Pływaczewska i Janusz Nowowsiak debiutowali w nowym białostockim zespole bluesowym - Gęsia Skórka

Marek Gąsiorowski, w latach 80. Lider białostockiego zespołu Remont, wrócił na scenę. 20 stycznia 2015 roku w białostockiej Zmianie Klimatu debiutowała jego nowa grupa – Gęsia Skórka.

Marek Gąsiorowski w latach osiemdziesiątych był liderem zespołu Remont. Po rozpadzie grupy odstawił gitarę w kąt. Jednak ciągnie wilka do lasu i po wielu, wielu latach postanowił odkurzyć gitarę, skrzyknąć starych kumpli, zaprosić zdolną młodzież i wrócić na scenę w bluesowym repertuarze.

Dwa godzinne sety i dwa różne oblicza tego samego zespołu. Pierwsza część bardzo spokojna i nastrojowa. Delikatnie brzmiące gitary, wyciszona perkusja, harmonijka prawie w brzmieniu akustycznym, bez przesteru. Nawet „Hoochie Coochie Man”, który przeważnie grany jest ostro i dynamicznie w wykonaniu Gęsiej Skórki zabrzmiał w wersji light (w drugiej części koncertu zagrali ten sam utwór w klasycznej aranżacji).

W repertuarze Gęsiej Skórki wielkie i niestety (jak dla mnie) ograne standardy bluesowe. To takie moje osobiste przekleństwo - od lat słucham bluesa i niektóre kompozycje oględnie rzecz ujmując słyszę zbyt często. „Everyday I Have The Blues”, „Key to the highway”, „Thrill Is Gone” czy „Rock Me Baby” to żelazny punkt repertuaru wielu bluesowych wykonawców. W tym secie bardzo mnie ucieszyło wykonanie „Statesboro Blues” to akurat numer niezbyt często grywany. Rzecz jasna nie mogło zabraknąć partii gitary granej slidem (Marek Gąsiorowski).

 

Druga część koncertu zdecydowanie bardziej dynamiczna no i repertuar jak dla mnie bardziej interesujący. Najpierw dwa, pięknie zagrane, instrumentalne numery z repertuaru Freddyego Kinga. Potem równie ciekawie. Zespół sięgnął po współczesne kompozycje z repertuaru m.in. Janivy Magness, J.J. Cale czy też Imeldy May. Mocnym punktem tej części koncertu były dwa utwory znane z wykonania Janis Joplin. „Turtle Blues” a zwłaszcza „Me And Bobby McGee” były popisem Adrianny Pływaczewskiej. Bardzo dobrze się stało, że nie próbowała naśladować czy kopiować Wielkiej Janis. Zaśpiewała po swojemu pokazując w pełnej krasie swoje nieprzeciętne zdolności wokalne. Nawiasem mówiąc odniosłem wrażenie, że Adrianna lepiej czuje się w takim „kobiecym” repertuarze. Podejrzewam, że to jej pomysłem było sięgniecie po utwory znane z wykonania śpiewających pań.

Pomimo długiego rozbratu z gitarą jaką zafundował sobie i słuchaczom Marek Gąsiorowski przyjemnie było osobiście się przekonać, że nie zapomniał jak się gra. Pokazał szerokie spektrum gitarowej sztuki i co ważne nie przynudzał. W pierwszej części było to bardzo delikatne i subtelne granie - jak dobrze zauważyłem często szarpał struny palcami bez użycia kostki. W drugim secie zagrał dynamiczniej. No i często używał techniki slide. Doskonale sprawdził się jako konferansjer. Nie starał się być bardziej dowcipny niż jest w rzeczywistości. Prawie każdy utwór poprzedzało jego słowo wstępne. Opowiadał o historii powstania kompozycji czy też o czym ona traktuje.

 

Razem z Markiem Gąsiorowskim w składzie zespołu jego dawni kompani z grupy Remont, basista Andrzej Dubrawski i harmonijkarz Janusz Nowowsiak. Obok nich Sławomir Żarniewski na gitarze rytmicznej i młodzież czyli śpiewająca Adrianna Pływaczewska i perkusista Marcin Mickiewicz.

Tu zobaczysz zdjęcia z koncertu. Gęsia Skórka debiutuje w klubie Zmiana Klimatu

To był sceniczny debiut zespołu. Nie mieli wcześniej okazji aby ograć ten materiał na scenie w konfrontacji z publicznością a nawet mozolne, wielotygodniowe próby to stanowczo za mało aby osiągnąć właściwy poziom wykonawczy. Z pewnością brakuje im ogrania i pewności siebie. Wszystko to zapewne przyjdzie z czasem pod warunkiem, że ten koncert jest zapowiedzią kolejnych a nie wyłącznie jednorazowym epizodem. Najwięcej pracy czeka perkusistę. Zwłaszcza w pierwszej części koncertu zagrał niezwykle bojaźliwie, zachowawczo i niepewnie. W drugim secie było o niebo lepiej. Być może w takiej dynamicznej grze czuje się po prostu lepiej. Może gdyby w pierwszej części zamiast zwykłych pałek użył miotełek albo tzw. rózg mógłby uderzać z większą siłą nie robiąc przy tym zbytniego hałasu czyli tak aby pozostać w konwencji.

Pomimo tego, że w tym składzie są debiutantami Gęsia Skórka zdołała opanować spory materiał wystarczający na wypełnienie dwugodzinnego występu. To dużo więcej niż trwa typowy koncert. Pewnie nie zawsze będą mieli do dyspozycji aż tyle czasu. W związku z tym warto pomyśleć aby wymieszać repertuar tak aby obok siebie pojawiały się te spokojne (jak z części pierwsze) i te bardziej żwawe. Z pewnością wpłynie to korzystnie na dramaturgię koncertu. Myślę, że warto popracować nad dynamicznym urozmaiceniem numerów aby nie brzmiały tak monotonnie i jednostajnie. To, że potrafią bawić się dynamiką pokazali choćby podczas wykonywania „Johnny’s Got A Boom Boom” Imeldy May.

Sceniczny debiut zespołu Gęsia Skórka ściągnął do „Zmiany Klimatu” tłumy słuchaczy. Życzę zespołowi aby wszystkie koncerty jakie, mam nadzieję, zagrają odbywały się przy takiej frekwencji i życzliwości publiczności.

Podsumowując jednym zdaniem – to był z całą pewnością mile spędzony wieczór w otoczeniu przyjemnych dźwięków. Cieszy mnie, że Marek Gąsiorowski jest „on the road again”. Powodzenia. 

Robert Trusiak