Royal Southern Brotherhood - Royal Southern Brotherhood

Royal Southern Brotherhood to supergrupa, której debiut wciąż nie znika z zestawień najczęściej kupowanych płyt w USA. A grają w niej i śpiewają Cyril Neville z Neville Brothers, Devon Allman, syn Gregga Allmana i bluesowy gitarzysta Mike Zito.

Zespół otwierającej krążek kompozycji nadał znamienny tytuł – „New Horizons”. Jest ten specyficzny południowy groove, specyficzny głos Neville i funkująca, wzbogacona wah wah gitara. No i rytm nierozłącznie kojarzący się z amerykańskim southern rockiem. A jakie świetne chórki i zwolnienie tempa. Klasa.

„Fired Up” zaczyna się pulsującym, latynoskim rytmem. I znów ucztę mają fani brzmienia Neville Brothers. Do tego skrząca się życiem sekcja rytmiczna. Zdecydowanie radiowa piosenka, którą fani Carlosa Santany z pewnością zrobią głośniej, bo i Mike Zito udanie naśladuje wielkiego Carlosa.

Prawdziwie południowe tony rozpoczynają „Left My Heart In Memphis”. Stonowana gitara, bardziej serdeczny głos i realizacja dająca wrażenie intymnego kontaktu z Cyrilem. No i gitary i bas gadają oszczędnie, ale świetnie- rozłożone po kanałach. A muzyka jest główną treścią ballady. Jak oni grają i śpiewają.

Bardziej radosna jest „Moonlight Over The Mississippi”. Znów mamy w podkładzie mnóstwo przeszkadzajek i ten charakterystyczny rytm, który tak chętnie wykorzystują Neville Brothers, do tego dwie gitary i mnóstwo przestrzeni nad „mętnymi wodami” opiewanej w pieśni rzeki. No i przejmująco brzmiące, brawurowo poprowadzone solo.

Z lekkim wykorzystaniem slide brzmi „Fire on the Mountain”. To następny utrzymany w umiarkowanym tempie song, który może nie powala na kolana, ale brzmi niezwykle solidnie, w aranżacji nie brakuje chórków, a całość ma niezwykłą dynamikę nie zatracając southernowego charakteru. I te przeszkadzajki – po prostu wszystko gada.

„Ways About You” to niemal molowy i wolny blues. Oczywiście, kiedy rzecz tyczy się kobiety, artysta śpiewa najpierw o wolności a potem o czasie przeszłym i tym, co nieodwracalnie się dokonało. Świetnie dograny dwugłos i przejmujące nuty gitary solowej tworzą z tej nostalgicznej piosenki czteroipółminutowy lament. Mike Zito jest wielki.

„Gotta Keep Rockin’” śpiewa Mike Zito, do tego w podkładzie do grania riffów używa przesterowanego brzmienia. Mimo wszystko, na tym krążku, chociaż zespół wspomaga go w perfekcyjnie zaaranżowanych chórkach - brzmi to nieco topornie. Ani to rock ani surowe łojenie w stylu Neila Younga.

Za to „Nowhere to Hide” z brzmieniem dobro, slidem i stopniowo włączającymi się gitarami powoli rozwija się we wspaniałą southernową elegię. Dla takich nagrań warto usłyszeć i posiąść płytę Royal Southern Brotherhood, choćby do samochodowego stereo.

„Hurts My Heart” to piosenka, którą napisał i zaśpiewał Zito, ale równie dobrze mogłaby się znaleźć na płycie zespołu Dżem, tyle że jednak w Polsce nie ma chyba realizatora, który nadałby jej aż tak południowe brzmienie. Bo sama kompozycja niewiele odbiega choćby o znanej piosenki o Harleyu.

Zydeco i blues łączą się w jedność w piosence „Sweet Jelly Donut”. Jest zabawna, ma świetnie brzmiące gitary i chyba byłą najbardziej humorystycznym elementem tej poważnej produkcji.

Za to już „All Around the World” to afirmacja muzyki. Słowa o śpiewaniu ku radości słuchaczy i dawaniu światu pozytywnych nut. Southern rock w swej esencjonalnej, nieśpiesznej acz niezwykle melodyjnej postaci. I te słowa – „bracia i siostry, maszerujmy ramie w ramię” – aż chce się zaśpiewać razem z zespołem. I znów powraca niesamowite brzmienie gitar. Stuprocentowy klasyk przeznaczony na kulminację koncertu!

Płytę kończy latynoskie nieco „Brotherhood”. I znów brzmienie gitary to mrugnięcie okiem w stronę wielkiego Santany. Znakomicie przemyślane instrumentalne zakończenie krążka.

Może w USA taki skład muzyków i takie granie to codzienność, ale wydaje się, że w zalewie plastiku Royal Southern Brotherhood naprawdę wyróżniają się nie tylko staranną produkcja i brzmieniem. Grają na najwyższym poziomie i jeśli w muzyce ważniejszy jest klimat niż szybkość przebierania palcami lub stuprocentowa wierność muzyce z Delty to naprawdę bardzo dobra płyta.