Michael Van Mervyk & Bluesoul – New Road

Michael Van Merwyk jest w Niemczech jednym z najważniejszych bluesmanów. Muzyk samouk ze swoim zespołem wygrał German Blues Challenge, a zespół właśnie wydał krążek New Road.

Płyta startuje od świetnego slide w tytułowej kompozycji „New Road”. Van Merwyk nie sili się na naśladowanie nikogo wokalnie, za to cały kwartet, bo oprócz niego na gitarach, dobro, banjo itd. Gra Bochen „Skinny Joe” Bens, na basie Olli Gee, a na bębnach Bernard Weichinger, brzmi świetnie. A southernowa kompozycja jest na naprawdę amerykańskim poziomie.

Podobno w piosence „Gravy” Bluesoul inspirowali się twórczością Sly & The Family Stone. Ile w tym kokieterii, a ile prawdy – trudno rozstrzygnąć, ale pulsacja formacji jest bez zarzutu, podobnie jak brzmienie studia. Znakomicie brzmi solo, a instrumentalista nie nadużywa efektów.

Niemal countrowa kołysanka „Darkest Night” potwierdza opinię van Merwyka, że nie jest bluesowym purystą, a muzyka to sposób w jaki porozumiewa się z kolegami z zespołu i rzecz jasna z nami – słuchaczami. A lap steel gitar dodaje piosence uroku.

„Call My Name” zabiera nas bliżej ujścia Mississippi. Zespół śmiało zmienia style i równie dobrze czuje się w formule sami-akustycznej, jak i elektrycznej.

„Next Trouble To Come” to kolejny ukłon w stronę country-bluesa, wykonany w świetnym tempie, a jednocześnie wyjątkowo oszczędnie i sensownie zaaranżowany. Jest w nim oddech i mnóstwo lap steel gitar. Oj, stylowy.

I wreszcie „Hooked” to już rasowy biały blues. Bluesoul snuje opowieść, a elektryczna gitara może rozbrzmieć całą paletą środków wyrazu.

Zespół idzie za ciosem. Genialnie chicagowski brzmi „Road To Ruin”, mimo iż zaczyna się od nieśmiertelnych słów „woke up this mornin’”. Świetnie brzmi gitara w solówce – jasno i klarownie. Można rzec, że to wręcz gotowy materiał na przebój nie tylko do bluesowego radia.

„Blue Feeling” rozpoczyna miarowa pulsacja basu, po czym pojawiają się delikatnie grane akordy i towarzyszące im nutki gitary. Tu na pierwszym planie jest glos lidera, który nieco stara się nawet chrypieć. Ale najważniejsze są zagrywki gitary, która sekunduje słowom wyśpiewywanym przez lidera. Trochę tu z Claptona, trochę z Craya, a trochę… z Wesa Montgomery. Świetne granie bez przymusu na podstawie kompozycji Charlie Musselwhite.

„I Still Believe” to rodzaj soulowo bluesowej ballady, swoją drogą całkiem nieźle zaśpiewanej. A do tego świetnie przemyślane partie gitary solowej, ze stosownym brzmieniem.

Akustyczną balladę „Don’t Want To Know” napisał John Martyn. Bluesoul chyba po prostu polubili tę piosenkę, bo nie starali się jej zamienić w coś bluesopodobnego tylko zagrali. I w akustycznym entourage brzmi znakomicie.

Za to w „Diddley Bow”, równie surowym, zespół wraca do niemal korzennego i hipnotycznego bluesa. Tylko głos, gitara i 100 procent bluesa.

„Love Is Blind” to następna znakomita kompozycja ponad podziałami. Odrobinę southern, troszkę country, soulu i rocka wymieszane w idealnych proporcjach. I wydaje się, że sam van Mervyk śpiewa bardzo osobiście.

„Lucky As Hell” to następna miniaturka kłaniająca się country. Słychać, że muzycy lubią zabawę dźwiękami i takie granie wcale im nie przeszkadza, a i słuchaczowi daje oddech.

Krążek kończy bluesowa ballada „Will Love Find Me Again”. Stonowana, zagrana z niebywałą lekkością i wrażliwością.

 

Michale van Merwyk i Bluesoul to zawodowy zespół, który ma własny styl, nie ściga się z nikim i potrafi przekazać swoją muzyką pełną gamę emocji. Warto ich słuchać.