Alek Mrożek i Gienek Loska - dwie legendy i kilka muzycznych epok. I porozumienie jakich mało. Szacunek do tradycji i odrobina współczesnych elektronicznych smaczków. Melodie rodem z amerykańskich płyt classic rocka i z polskich rockowych plyt, które przeszły do historii gatunku w kraju nad Wisłą. Alek Mrożek i Gienek Loska. Giganci grają codziennie lepiej niż wczoraj. I wkładają w płytę mnóstwo serca.

Budka Suflera kończyła debiutancki krążek fantastyczną miniaturką "Z dalekich wypraw". Z takiej wyprawy do różnych muzycznych światów wrócili Alek Mrożek - twórca na przykład Stalowego Bagażu ale i Recydywa Blues Band i Gienek Loska, który uroki rzeki Niemen zamienił na życie muzyka na w Polsce - na walizkach, a czesto wręcz na wrocławskim rynku. I może dlatego niespiesznie zaczynaja wciągać w muzyczną podróż. Zaczynają od opowieści o urokach ciepłych krajów. A Gienek z miejsca otwiera duszę i gardło i śpiewa jak nikt w tym kraju.

Bo on nigdy nie "zastygł w bluesie". Śpiewac uwielbia i do końca nie wiadomo, czy wolałby wystąpić na jednej scenie z Erikiem Burdonem czy Davidem Coverdalem? Bo i Mrożek często pokazuje, że w zespole Whitesnake byłby świetnym kompozytorem. I w dodatku te aranżacje. Na pewno ta muzyka świetnie sprawdzi się i w jeepie i w jaguarze. I w domu. Jak ona dodaje skrzydeł. Classic rock z najlepszych chwil tej muzyki.

"Lepiej niż wczoraj" to niemal w stu procentach autorska płyta Mrożka. I to on napisał większość tekstów. I właśnie w tekstach często wspomina jak ważny w jego życiu jest blues. Nawet wzbogacony o elektroniczne ozdobniki i żeńskie chórki. Kiedy Gienek zaczyna śpiewać "tak, to już północ" wchodzi na najwyższe obroty. A i Alek Mrozek się nie oszczędza. Jak cudnie łka jego gitara. I slide i mechaniczny wibrator idą w ruch. A do tego kojący dźwięk saksofonu samego Piotra Barona. Ależ to jest muzyka. Dla dorosłych i dla wrażliwych. Oj dopadły mnie te siostry bluesa.

Ale przy tym krążku nie da się zasnąć, ba! Nie da się usiedzieć. "Szkalny marquis" przypomina, że znudziły go szepty dwulicowych... A machina uruchomiona przez Mrożka idzie do przodu. Ale nie jest to prymitywny hard rock z lat 70. W każdym utworze mnóstwo powietrza i zupełnie zaskakujących, bluesowych nut. A i popisów gitarowej wirtuozerii nie brakuje. Wystarczy nadstawić ucha.

Czasem zastanawia tylko nazbyt czeste używanie plastikowych brzmień klawiszy. Wszak w zespole są prawdziwe organy hammonda, ale cóż, może autor liczył, ze w ten sposób podbije serca osób programujących muzykę w stacjach radiowych? Ale to przecież "Motyle i kloszardzi" - błękitni i twardzi wolnością żyją przez chwilę. I dla takich chwil trzeba mieć tę płytę. Znów Gienkowi wtóruje saksofon Barona a żeńskie chórki stanowią świetny kontrapunkt kompozycji. Ale nie ma obawy, nawet na sekundę nie traci rockowego pazura.

I wreszcie piosenka, którą dał światu białych ludzi Robert Zimmerman, a potem rozsławili The Animals. Swingujący wstęp, jazzujący saksofon Piotra Barona, dialogi z gitarą i głos, którego nie można zapomnieć. Gene Loska w swoim żywiole. Bo któż lat temu 40, 30, 20 a może i dziś nie uczył się grac na gitarze nie zaczynając od "House of the Rising Sun"? Jeszcze jedna niezwykła wersja standardu nad standardy. Przynajmniej w kraju nad Wisłą.

"Kto ocaleje po burzy"? Po takiej nawałnicy dobrych dźwięków Mrożek i Loska zaglądają do świata southern rocka. Głos Gienka zdublowany elektronicznie wypełnia przestrzeń, a Mrożek swobodnie rozmawia sobie z partnerem zza Buga. Bo kto nie ma nic, nie ma nic do stracenia? Czy dlatego do świetnej hawajskiej gitary dołożył dziwnie brzmiące klawisze? Mniejsza o to. To w końcu autorska płyta i chyba sam kompozytor wie, ze kłamstwo zatrzyma go w miejscu. Przejmujący tekst i takaż interpretacja.

I wreszcie najbardziej chyba bluesowy fragment krążka - "9 braci". Podobnie tę muzykę trakktuje na gitarze Chris Rea. Bo blues inspiruje muzyków z różnych półek i w różnych stronach świata. I nawet jeśli tekst nie jest najmądrzejszy, to Loska mógłby śpiewać i książkę telefoniczną a ludzie by szaleli. No dobrze, czas to napisać. Czesław Niemen żyje. Ma twarz Loski. I nie pozwólmy mu odejść w zapomnienie.

Głodny na obiad jadam bluesa - pisze Mrożek. Czy to nie paradoks, że facet, który tak gra i komponuje może w ogóle myśleć o głodzie? Jak świetnie ten utwór płynie. "Rododendrony z Breslau" to jakaś niezwykła rockowa magia, karmiona bluesem i niemal pierwotnym głosem Loski. On nie udaje, to faktycznie ptak na uwięzi, który może wzbić się znacznie wyżej. Powinniśmy być dumni, że wybrał Polskę.

Nawet jesli życie boli, ta muzyka przywraca wiarę w ludzi. Nawet jeśli perkusja brzmi jak z laptopa, jest w tej muzyce prawda. Za pomyłki trzeba płacić - śpiewa Loska. A Mrożek wydje sie być pewny swego. Nie odpuszcza do ostatniego utworu, nie boi się odrobiny eksperymentu i daje odpocząć słuchaczom. bardzo dorosła płyta. I nawet jeśli mało bluesowa, to bardzo dobra. No i śpiewa Loska. Tak, ten z Seven B. Ale to już chyba odkryliście dawno.