Kiedy Magda Piskorczyk pojawia się na scenie, trudno oderwać od niej oczy. Umie oczarować publiczność i nawet, kiedy zaprasza gości, od razu wiadomo kto rządzi. Tym razem w roli gościa wystąpił także biały muzyk. Slidin’ Slim ze Szwecji powrócił w 2009 roku na festiwal Satyrblues i zagrał razem z Piskorczyk. I trudno było tego nie wydać.

Piskorczyk bardzo lubi wciągać publiczność do zabawy. Wydawca oszczędził słuchaczom początkowych minut koncertu, w którym trzeba wytłumaczyć publiczności i przećwiczyć klaskanie do utworu „You Can’t Judge A Book”. Na nagraniu machina rusza, a Piskorczyk śpiewa nad wyraz delikatnie, wręcz leniwie. Jakby zespół dopiero się rozkręcał. Wokalistce i grającemu na ograniczonym zestawie perkusyjnym Grzegorzowi Zawilińskiemu akompaniują ostrożne nuty Slima i elektryczna gitara Aleksandry Siemieniuk. Ale to dopiero początek.

Slim przyznaje, że na scenie publicznie występują po raz pierwszy i intonuje „Driftin’ Blues”. Zaczyna się robić korzennie. Z miejsca można zapomnieć, że to muzyk z północy Europy, a nie z USA. I zaczyna się zabawa. Gitarowymi frazami, głosem, rytmem, pojawia się jak zwykła mawiać Piskorczyk „dobry groove”. Świetna wersja znakomitego utworu.

Na tym koncercie mimo standardowego instrumentarium dzieje się naprawdę wiele. „Braggin’” śpiewane przez Piskorczyk wnosi swingujące dźwięki. Muzycy pracują jak jedna dobrze naoliwiona machina. „Po kilku minutach wspólnego grania z Magdą i jej zespołem wszystkie moje wątpliwości zniknęły, na mej twarzy pojawił się szeroki uśmiech” wspomina we wkładce do krążka Slidin’ Slim.

„Married Woman Blues” to już popis Slima. To on nadaje tu ton kompozycji Mooneya, oczywiście gra slidem na dobro i panując nad całością wciąż dodaje energii. Taka jest właśnie siła dobrego dobro i techniki grania. I publiczność zaczyna bić brawo. We właściwym momencie.

Właśnie wtedy Piskorczyk zaczyna jeden ze swoich koncertowych hitów „Papa Come Quick”. Jak zwykle znakomicie operuje głosem, a zubożony zestaw perkusyjny nie oznacza, że będzie nudno – wręcz przeciwnie. Tu już obie panie występujące na scenie pozwalają sobie na zwyczajowy dialog wokalno-instrumentalny.

I wreszcie nadchodzi czas na autorski utwór Slidin’ Slima – „Brand New Face”. Pełen energii i świetnie opanowany przez nasze gitarzystki. I Siemieniuk i Piskorczyk dobrze wiedzą, co robić, a kompozycja z każdym taktem nabiera rozpędu. I publiczność, która widziała go rok wcześniej na Satyrbluesie znowu kupuje ją bez pudła.

I wtedy na scenie znów zaczyna panować Piskorczyk. „The Kokomo Medley” to także jeden z żelaznych punktów jej koncertów. Tym razem ogranicza nieco swoje popisy wokalne i oddaje głos Slimowi i Siemieniuk. I całość tradycyjnie pędzi jak ekspres przez prerię. To już najwyższa pora na solo slidem na dobro i – oczywiście – jest. A publiczność przyjmuje je entuzjastycznie.

Blues jest właśnie takim gatunkiem, gdzie nie zawsze chce się słuchać płyt studyjnych. Produkcje koncertowe i przede wszystkim udział w koncertach stanowią niezapomniane przeżycia. I każda płyta koncertowa jest cenna. 12 września 2009 roku w Tarnobrzegu wszystko brzmiało świetnie, a akustycy i realizatorzy dźwięku odwalili kawał porządnej roboty. A na płycie „Live At Satyrblues” można to wszystko nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć.