Sonny Landreth – Blacktop Run

Sonny Landreth nosi dumny tytuł „The King of Slydeco”, bo łączy granie na gitarze techniką slide z luizjańskim zydeco. W lutym 2020 ukazał się najnowsza płyta gitarzysty i wokalisty „Blacktop Run”.

 

Sonny Landreth nie pieści się ze słuchaczami i swoją płytę rozpoczyna od tytułowego „Blacktop Run”. I miesza brzmienie stalowej gitary dobro ze slidem oszczędną perkusją i świetnie zaśpiewaną melodią. A przecież ma już 69 lat! I jak tu nie wierzyć, że muzykowanie konserwuje.

Instrumentalny, łączący rocka z rytmiką zydeco „Lover Dance With Me” brzmi niezwykle przebojowo. I nie są t zwyczajne trzy akordy. Świetna aranżacja, także w warstwie rytmicznej, czyni z tej niespełna trzyminutowej melodii perełkę.

W „Mule” wreszcie odzywa harmonia guzikowa, a sama rytmika przypomina cajun. Aż nogi same rwą się do tańca, przy czym Landreth śpiewa w sposób bliski southern rockowi, wzmacniając przekaz solówką ze slidem, ale i akordeon będzie miał swoją ekspozycję.

„Groovy Goddess” to niemal blues rockowy instrumentalny killer, gdzie w tle tło uzupełniają plamy organów. I znów Sonny Landreth wykracza poza stereotypowe trzy akordy – słucha się tego świetnie, bo gitarzysta postawił na melodię, nie epatowanie techniką.

„Somebody Gotta Make A Move” rozpoczyna się niemal jak pieśń Boba Dylana, by przerodzić się w rasowego bluesa, w dodatku z pulsacją reggae w tle. Świetne riffy zagrane oczywiście slide znów wykraczają poza stereotypowe rozumienie bluesa. Znakomity, pełen przestrzeni i mocno zelektryfikowany kawałek, który z powodzeniem mógłby się znaleźć na dylanowskiej „Slow Train Coming”.

„Beyond Borders” łączy rocka z reggae i właśnie zydeco. Niesamowite instrumentalne dialogi nadają tej kompozycji bez wokalu tyle życia, że słucha się jej z zapartym tchem. Tak też można grać w XXI wieku.

Co ciekawe zagrane przede wszystkim na stalowej gitarze „Don’t Ask Me”, z świetnymi partiami guzikówki, to kompozycja klawiszowca Landretha – Steve’a Conna. I chyba najbliższa tradycyjnej formule zydeco.

„The Wilds of Wonder” przyciąga potężnym brzmieniem, wyraźnym tłem organów i zdecydowanymi riffami. To tego kołyszące slidy nadają piosence rozmachu. Niewiele w niej bluesa, za to ogrom muzycznej wyobraźni.

Kolejny instrumentalny numer to „Many Worlds” - ze slide i w zamyśle chyba będący kwintesencją stylu łączącego różne gatunki amerykańskiego grania, czyli americana. Wciąga.

Album kończy „Something Grand” - klasyczna ballada bliska folkowi, która dzięki organowemu tłu i dyskretnej perkusji uwodzi od pierwszej do ostatniej nuty.

 

Podobno Sonny Landreth „Blacktop Run” nagrywał materiał wprost na taśmę w Dockside Studios. Jeśli tak było, warto nisko skłonić się wszystkim muzykom. Te 35 minut skrzy się wieloma fantastycznymi momentami i mija jak jedna chwila. Chwila, do której można wiele razy wracać.