Nocne Boogie – Nocne Boogie

Nocne Boogie to power trio założone przez niejakiego Eryka z Legnicy. Wspierają go basista Sławek „Zipek” Zimkiewicz i perkusista Tomek Bubieńczyk, obydwaj z Bolesławca.

Zdecydowanie rockowe brzmienie, z jakim uderza”Stara bryka” przypomina nieco rockowe boogie, trochę w klimacie Dżemu. Do tego chórki, i ogólnie – klimat kojarzący się prawie z ZZ Top. Dowcip o „prawie” jeszcze pamiętacie. I refren z „kocham go” śpiewanym jakby chodziło o Harleya. Ech te przekleństwo skojarzeń. I co ciekawe, solo zawiera sporo blue notes i rock and rollowych patentów.

Niestety, ballada „Mała Moskwa”, jedzie na 100 kilometrów brzmieniem i atmosferą lat 80. XX wieku. Ani to blues, ani to ma związek z czymkolwiek. A może warto było umieścić tę piosenkę na końcu? Do programów bluesowych raczej nie trafi…

Elektryczne boogie „Podaj dłoń” po prostu kołysze. Patent z dodaniem przestrzeni grą perkusisty na rancie werbla, fajnymi elementami steel guitar naprawia dziwne wrażenie wcześniejszej „Moskwy”.

Dość dziwnie ułożone słowa w piosence „Kierat”, z lekko częstochowskimi rymami, psują efekt jaki daje fajna, stylowa gitara. Slide dodaje pazura, a i sekcja nieźle podkręca tę prościutką piosenkę.

Southernowa „Jestem gotów” także nie grzeszy oryginalnością tekstu. Skoro śpiewa się po polsku, warto byłoby mieć do powiedzenia coś więcej niż tylko „Chodźmy się zabawić kochanie”. Stereotyp goni stereotyp, nie pomogą nawet chórki w tle. Mimo klasycznych rozwiązań znanych choćby ze Steppenwolf, brak numerowi poweru. Sorry.

„Zguba” z kolei przypomina tekstowo jedną z piosenek legendarnej grupy Test. Fajny slow blues okazuje się być całkiem trudnym do zaśpiewania. Tu akurat wydaje mi się, że gitarzysta zdecydowanie mógłby się bardziej wykazać, nie tylko w solówce.

Czysty fender w połączeniu z sekcją i dobrym wzmacniaczem brzmi naprawdę zdrowo. Tak jak boogie „Easy Rider”. Niestety, to kolejny banalny tekst ze słowami „mam w sobie diabła”. Ale, że niby gdzie? Jakoś go na płycie ”Nocne Boogie” nie słychać.

Może odrobinę w instrumentalnym finale. Tu rzeczywiście w muzyków wstępuje ogień.

Z opisu na okładce wynika, że ten krążek to bardziej zapis stanu legnickiego muzykowania okołobluesowego niż poważna propozycja do bluesowej płyty roku. Na pewno warto zespół usłyszeć na żywo, na koncercie, nie z nagrania na You Tube.