Nasz patronat

Blues Fama: Wanda Johnson

Nasz patronat

Koncert otwarcia SBF 2024 – ZALEWSKI, support Noa & The Hell Drinkers (ES) – 11 lipca

Nasz patronat

Marek Gąsiorowski, Robert Trusiak – Niedokończony blues. Opowieść biograficzna o Ryszardzie Skibińskim

Stevie Ray Vaughan - to uduchowiona i bardzo bliska mi muzyka - mówi Robert Randolph specjalnie dla radia bluesonline.pl. Przeczytaj co sądzi o Hendriksie, kobietach i Sławku Wierzcholskim.

Bluesonline.pl: Na początek powiedz mi, jak to się stało, że trafiłeś z kościoła na festiwal Crossroads Erica Claptona?

Robert Randolph: - To ma ze sobą związek. Grałem w roku 2000 w Japonii z Erikiem Claptonem i wydaje mi się, że podobało mu się. Było tam wspaniale, mnóstwo gwiazd muzyki, graliśmy tam razem gospel, bluesa, rocka. Później zaprosił nas na Crossroads Festival.

Łatwo jest grać na gitarze pedal steel?

- Wiesz, to nie jest wcale takie trudne, musisz po prostu ćwiczyć, od tego zależy, jak dobry będziesz w tym. Musisz dużo ćwiczyć, ale też i sporo słuchać starego bluesa, dawnych nagrań kościelnych. Ja zaczynałem od słuchania Led Zeppelin.

Led Zeppelin, Jimi Hendrixa pewnie też….

- Tak, Jimi Hendrixa także słucham sporo, ale przede wszystkim Stevie Ray Vaughan`a. Jego stanowczo słucham najwięcej ! Jest to bardzo głęboka, uduchowiona  , wspaniała muzyka i jest mi szczególnie bliska – Stevie Ray…

Czy jako Afroamerykanin jakoś szczególnie odczuwasz, odbierasz muzykę Jimi Hendrixa?

- Pewnie tak. Ze mną było trochę inaczej, bo nie wszyscy Afroamerykanie są fanami tej muzyki, jest przecież mnóstwo innych gatunków, takich jak rock psychodeliczny, blues itd. Dla mnie muzyka Hendrixa jest wspaniała. Jimi ma miliony, miliony fanów na całym świecie i biorąc pod uwagę spuściznę, jaką pozostawił – wciąż żyje. Był wyjątkową osobą i nikt nie jest w stanie go zastąpić.

Tu w Polsce mamy nawet Festiwal Jimiway…to jest nawet koszulka z tego festiwalu. Ale wróćmy do Ciebie i Twojej muzyki – Twoja ostatnia płyta to księga muzyki amerykańskiej…

- Tak, udało mi się wejść do studia T Bone Burnetta, który był świetnym producentem, kolekcjonerem muzyki, a wręcz historią muzyki. On potrafił siedzieć ze mną i rozmawiać przez telefon, gromadzić mnóstwo pomysłów… Zawsze miał świetne wiadomości jeżeli chodzi o amerykańskie początki rejestrowania muzyki. Czuł gospel, bluesa, chciał, żebym tego wszystkiego posłuchał i poczuł skąd się to bierze. Przerobiliśmy wszystkie dekady , lata 20., 50., 60. W końcu stwierdziliśmy, że to, co zrobiliśmy stało się swego rodzaju podstawą – 100 lat amerykańskiej roots music. To było naprawdę fajne.

Grasz ze swoją rodziną, kuzynami… to taki rodzinny band?

- Tak, chociaż część z mojej rodziny nie mogła przyjechać do Polski. Moja siostra zwykle śpiewa z nami, inny kuzyn jest perkusistą… przeszedł teraz operację nerek… Jest nam po prostu łatwiej razem komponować i nagrywać muzykę. To jest naprawdę fajne, kiedy masz wokół siebie rodzinę i na pewno łatwiejsze, ponieważ wszyscy mamy wspólne korzenie. Jest nam też wtedy  łatwiej jakby łączyć style – gramy sobie trochę z Hendrixa, trochę ze Stevie Ray, dodajemy trochę gospel… coś takiego.

Czy masz własną rodzinę?

- Tak. Mam małą dwuletnią córeczkę , żonę… Mam taką swoją własną małą rodzinę.

Pytam, bo wydaje mi się, że lubisz też inne kobiety, podczas ostatniego występu prosiłeś dziewczęta, żeby zatańczyłyna scenie. To dopiero była niespodzianka!

- Wszystkie kobiety są wspaniałe! To jest naprawdę fajnie, kiedy możesz jakby włączyć ludzi do swego występu, zaprosić ich i widzieć, jacy są wtedy szczęśliwi, wtedy jest jak w kościele – wszyscy śpiewają i tańczą.

Wszyscy byli ogromnie zaskoczeni, że zaoprosiłeś Sławka Wierzcholskiego do udziału w koncercie…

- Tak, on był naprawdę świetny i wniósł wiele nowego do naszego koncertu. Nagraliśmy ten koncert, także będziemy to jeszcze oglądać i słuchać.

Jak odbierasz, czujesz Waszą współpracę ze Sławkiem?

- Świetnie! On naprawdę bardzo dobrze gra i myślę, że dodał nowego brzmienia do naszego koncertu, bardzo nam to ułatwiło improwizację, której nie planowaliśmy nawet. Mieliśmy bowiem pewne kłopoty ze sprzętem podczas koncertu, nie mogliśmy wydobyć odpowiednich dźwięków. Nie wiem, czy widownia to odczuła, ale my mieliśmy spore kłopoty.

Myślę, że blues to muzyka, która jest w stanie połączyć wszystkich ludzi…

- O tak! Fajnie jest właśnie móc połączyć różne gatunki muzyki – blues, gospel, rock, w końcu one wszystkie pochodzą z jednego źródła. Lubię proste, jasne teksty, połączone z różnymi gatunkami muzycznymi, tak, aby wielu ludzi mogło się w tym odnaleźć.

Nie wiedziałem, że jesteś multiinstrumentalistą w zespole…

- Zaczynałem jako perkusista, ale podczas ostatniego koncertu nie grałem na perkusji. Zaczynałem jako perkusista, grałem też na basie, następnie na pedal steel guitar. Czasami jest po prostu fajnie tak zmieniać sobie instrumenty i grać.